piątek, 27 czerwca 2025

"Dyspersja" na wystawę tkanin artystycznych "Poza Horyzont"

 


Zostałam zaproszona do wzięcia udziału w wystawie "Poza Horyzont", którą w ramach cyklu "Tkanina w Muzeum" już czwarty raz organizują Magdalena Jaskłowska-Englisz i Marek Englisz. Wystawa odbędzie się od 31 sierpnia do 30 września 2025 w Muzeum Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku. Wernisaż będzie 7 września w niedzielę o godzinie 12.00. Już teraz serdecznie Was zapraszam, ale oczywiście przypomnę jeszcze o tym zaproszeniu pod koniec sierpnia.

Jak to się stało, że znalazłam się w znakomitym towarzystwie koleżanek zajmujących się tkaniną artystyczną?  
W zeszłym roku Magda i Marek odwiedzili moją wystawę "Barwy życia" w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego. Z wszystkich moich prac najbardziej spodobało im się "Czerwone szaleństwo" i zaprosili mnie, żebym pokazała je na wystawie "Nić Ci do tego " - trzeciej wystawie z cyklu "Tkanina w Muzeum". Bardzo się ucieszyłam i tak moja praca została powieszona wśród prac innych pań zajmujących się tkaniną artystyczną. Większość z nich należała do Sekcji Tkaniny Oddziału Mazowieckiego Związku Polskich Artystów Plastyków. Już dawno myślałam, żeby starać się o przystąpienie do tego związku, ale jakoś brakowało mi odwagi. Sympatyczne rozmowy z koleżankami zachęciły mnie do tego. Przez kilka miesięcy przygotowywałam wniosek, czekałam na spotkanie z komisją kwalifikacyjną. A w lutym zostałam przyjęta do ZPAP. Na pierwszą moją wystawę ZPAP "Sztuka Włókna" i towarzyszącym jej konkursowi im. profesora Stanisława Trzeszczowskiego przeznaczyłam znowu "Czerwone Szaleństwo" i to był dobry wybór, bo dostałam wyróżnienie w konkursie i nagrodę ufundowaną przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Ja, debiutantka. 

Ale wróćmy do wystawy "Tkanina w Muzeum". Zostałam zaproszona do udziału w jej czwartej edycji. Wystawa ma tytuł "Poza Horyzont". Trudny temat. Zaczęłam się rozglądać po swoich horyzontach. Tych fizycznych i psychicznych. Przyglądać się sobie uważnie. To właściwie nie było trudne, bo za radą nieżyjącej już mojej terapeutki i zdolnej quilterki Hanny Nikodemskiej, od kilku lat piszę rano trzy strony formatu A4. Rosną kolejne grube zeszyty moich notatek. Niedawno przeczytałam książkę "Droga artysty. Jak wyzwolić w sobie twórcę" Julii Cameron. I to ona zachęca do pisania tych trzech stron. O czym piszę? Gdybym mówiła, to powiedziałabym, że o tym co mi ślina na język przyniesie, a jak to jest z pisaniem? O wszystkim. Pewnie jutro napiszę o tym wpisie na blog i jakie były jego konsekwencje. A może będę miała do powiedzenia sobie coś innego ważnego. Bo to co ja piszę jest tylko dla mnie. Nikt nie ma do tego dostępu. Ja sama bardzo rzadko zaglądam do archiwalnych zeszytów. I ktoś może spyta - po co to robisz? Najważniejsze jest to, że gdy opiszę jakieś nurtujące mnie sprawy, to nabieram do nich dystansu i w specyficzny sposób "zamykam" je. Oczywiście czasem wracam, ale już inaczej.

Ale z jednym nie potrafię sobie poradzić i dlatego powstała "Dyspersja" czyli rozproszenie. Szyjąc ją miałam początkowo na myśli rozproszenie światła, ale szybko zaczęłam sięgać głębiej. Dyspersja towarzyszy mi od zawsze. Rozbiegane myśli, działania na wielu różnych polach i ciągłe poszukiwanie umiejętności skupienia się.
Szyjąc dyspersję chciałam wyjść poza horyzont codziennych doświadczeń. Ujarzmić rozproszenie w regularne okręgi, do których często wracam w swoich patchworkach. W trakcie pracy okazało się, że te okręgi też są rozmyte, z poszarpanymi brzegami i przenikającymi się kolorami. To szycie tak bardzo wciągnęło mnie, że paradoksalnie tworzenie „Dyspersji” spowodowało osiągnięcie tak poszukiwanego przez mnie stanu skupienia. Ten proces powtarza się niemal przy każdym patchworku, ale tym razem przeżyłam to jakoś mocniej.

Lubie opisywać jak szyję moje patchworki. Robię to przede wszystkim z myślą o tych, którzy też chcieliby spróbować tak szyć. Żeby skorzystali z moich doświadczeń i nie popełniali moich błędów. Tym razem też tak było. Zrobiłam sporo zdjęć. Przegrałam je do mojego archiwum czyli na dysk zewnętrzny mojego komputera, usunęłam je z pamięci telefonu, bo tam już było mało miejsca. A dysk zewnętrzny zrobił fikołka i padł. Informatycy dwoili się i troili, ja szczodrze sypałam kasą, bo na tym dysku miałam całe swoje życie, a jego ostatnią kopię zrobiłam w listopadzie. Pliki z szycia "Dyspersji" znalazły się w tych 3% zawartości dysku, które pooooszłyyyy.... Ech!

Zatem to będzie bajka bez obrazków.
Zaczęło się od wizyty w sklepie lniarskim "Lniany Zaułek" niedaleko Muzeum Lniarskiego w Żyrardowie. Bardzo dziękuję Paniom, które obsługiwały mnie chyba z godzinę i cierpliwie wybierały mi, a potem odkrawały po 0,5 metra tkaniny z belki. W dodatku nie od razu mogłam się zdecydować, który kolor kupić, czasem zmieniałam zdanie. Przecież koncepcja dopiero powstawała w mojej głowie. Co do tego, że to ma być len byłam absolutnie pewna, ale kolorów jeszcze nie. Lny nie są tanie, więc starałam się, żeby decyzje były przemyślane, ale wcale tak nie było. Te emocje rozumieją na pewno moje koleżanki quilterki. 

Zaraz po przyjeździe do domu zrobiłam próbkę, po uszyciu i odpowiednim pocięciu wrzuciłam ją do pralki. Pranie, wirowanie. Jest! Super! Len się wystrzępił fajniej niż myślałam. Skrzydła mi urosły, wiatr zawiał w dobrą stronę. Do roboty!

Każde kółko szyłam oddzielnie.  Czarna lniana tkanina na spodzie. Bez ociepliny. Na wierzch nakładałam kawałki lnianych tkanin kształtem przypominające księżyc w nowiu. Księżyc miał w najgrubszym miejscu czasem tylko 2 cm, a czasem 5 cm. Długość równą połowie obwodu koła, więcej albo mniej. Jazda dowolna. Księżyce nakładałam na siebie i starałam się, żeby w jednym miejscu nie było więcej niż 3 warstwy lnu. Gdy już ułożyłam całe kółko przykrywałam je hydrofolią, czyli folią rozpuszczalną w wodzie i spinałam wszystkie warstwy dość gęsto szpilkami. Wpinałam je prostopadle do kierunku przyszłego szycia, łebkami na zewnątrz. To potem ułatwiało ich wyciąganie. Teraz zabrałam się za pikowanie. Przez folię. Pikowanie miało kształt skorupki ślimaka, przy czym każde kolejne okrążenie było w odległości mniej więcej 1,5 do 2 cm od poprzedniego. Pamiętałam, że takie pikowanie powoduje, że robótka przybiera kształt chińskiego kapelusza, więc wymyśliłam sobie, że będę od czasu do czasu przerywać szycie, robić odstęp i szyć dalej. To nie był dobry pomysł. Dodałam sobie roboty, a kółko i tak miało kształt łagodnego stożka. Postanowiłam nie przejmować się tym za bardzo. A co tam, uszyję "Dyspersję" wulkaniczną.

Teraz sięgnęłam po nóż OLFY do techniki chenille. Przecinałam wszystkie warstwy tkanin między szwami. Czasem cięło się nim doskonale, ale tam gdzie było za dużo warstw tego najgrubszego lnu musiałam używać bardzo ostrych nożyczek. Czasem powycinałam niektóre zewnętrzne warstwy lnu, żeby odsłonić te dolne i dodać więcej kolorów.  Kółka uprałam i wysuszyłam na płasko. 

Tak uszyłam wszystkie kółka. Nakładałam je na siebie i przyszywałam jedno na drugie tak, jak robi się aplikację z ostrymi brzegami. Spodnią część kółka po prostu wycinałam. Czasem musiałam doszyć małe kawałki lnu, bo wystrzępiły mi się w praniu za bardzo. Teraz przyszedł czas na końcowe pranie. Za radą mojego męża przed praniem schowałam robótkę do siatkowego worka służącego do prania delikatnych ubrań. Mam nadzieję, że w ten sposób mniej nitek przedostanie się do filtra pralki i pralka pożyje dłużej.

Teraz robota powędrowała na taras na wielki stół i suszyła się na płasko. Miałam nadzieję, że to ją trochę wyprostuje. Rzeczywiście tak było. Chociaż nie do końca. Zrobiłam sztuczne plecki dla ukrycia niedoskonałości szycia, które wyglądały kiepsko,  Przyszyłam lamówkę, taką chowaną pod spód, bo chciałam, żeby na wierzchu były tylko strzępy, a nie grzeczna ramka. Dwa tunele do powieszenia. Ten dolny, żeby włożyć w niego listewkę obciążającą robotę i prostującą ją. Te wystające stożki trochę mnie denerwowały, więc teraz, gdy już był prawie koniec roboty uszyłam jeszcze parę kół wdając tkaninę i górki nieco się zmniejszyły. Na koniec przycięłam kilka nitek i....odsapnęłam.

Jestem bardzo zadowolona z moich  eksperymentów. Ciekawa jestem jak Wam się podobają?
Patchwork jest uszyty wyłącznie z jednobarwnych lnów, poza cienką kolorową podszewką. Ma wymiar 95 x 95 cm. Dobre oświetlenie bardzo mu pomaga. Ponieważ już pytaliście czy można go kupić to odpowiadam: tak, ale po wystawie, czyli po 30 września.

Okazało się, że kupiłam tak dużo lnianych tkanin, że mogę uszyć jeszcze kilka takich patchworków. No może niekoniecznie takich, ale lnianych. 

Teraz zdjęcia:
Pierwsze dwa wykonał fotograf.

 
A te zrobiłam telefonem w pełnym słońcu. 
 



 Zrobiłam jeszcze dwie małe rolki 




 

 

poniedziałek, 26 maja 2025

Łąka dla Mamy

Ostatnio bardzo dużo szyję, ale to same tajne projekty. Tak się układa, że nie mogę ich na razie pokazywać. Tak samo było z tą łąką. Uszyłam ją ponad miesiąc temu ale musiała poczekać na publikację, bo była wczorajszym prezentem urodzinowym. Bardzo się cieszę, że zarówno obdarowanej mamie, jak i obdarowującym dzieciom ta łąka spodobała się.


Przed szyciem od córki dostałam jasne wytyczne kolorystyczne. Dwa zdjęcia z prośbą, aby łąka była w takich kolorach jak na zdjęciu.
 
Zwykle taki projekt zaczyna się od chaosu w pracowni.


Ale niebawem pojawia się tło. Często do tworzenia tła wykorzystuję tiule w różnych kolorach.
 
 
Zaraz potem wyrastają kwiaty.
 


 
A potem przykrywa je warstwa tiulu. Po spięciu wszystkiego szpilkami zabieram się do pikowania. Pokazałam je na króciutkim filmie. 
 

Potem jeszcze tylko przyszycie lamówki i łąka jest gotowa.
Umieściłam tutaj sporo zdjęć ze szczegółami obrazka, a to głównie dla moich uczennic, które chętnie szyją patchworkowe łąki. 
 







Obrazek ma 110 x 50 cm i jest uszyty metodą confetti, głównie z bawełny.


 
 

wtorek, 4 lutego 2025

Torby, torby, torby.... trzyletni remanent

Nie miałam pomysłu jak nadrobić zaległości blogowe. I zastanawiałam się, czego ja uszyłam najwięcej w ostatnim czasie. Oczywiście toreb! Zatem będzie o torbach.
Moja aktywność na blogu skończyła się mniej więcej wtedy, gdy zaczęłam szyć torby, to znaczy w marcu 2022 r. I pewnie nie szyłabym ich, gdyby nie wojna w Ukrainie.

Już prawie 7 lat prowadzę "Projekt Serce od Serca", który polega na szyciu i rozdawaniu za darmo poduszek rehabilitacyjnych dla pacjentów po mastektomii. To masowe działanie. Poduszki szyją wolontariusze w całej Polsce. W szkołach, domach kultury, na spotkaniach kół gospodyń wiejskich i tak bez okazji też. W ciągu pierwszych dwóch lat działania projektu w całej Polsce uszyliśmy 14 tysięcy poduszek. A potem przestaliśmy liczyć.

Gdy wybuchła wojna w Ukrainie i wszyscy pomagali jak mogli, ja z moimi koleżankami zastanawiałyśmy się jak my możemy pomóc. Oczywiście , że tak jak umiemy najlepiej. Szyjąc rehabilitacyjne poduszki dla pacjentów na Ukrainie. Pomysł fajny, ale nie mieliśmy pieniędzy na zakup tkanin i wypełnienia. Przyszło mi do głowy, że uszyję torbę w kolorach flagi ukraińskiej i zrobimy licytację. Kto da więcej, ten zostanie właścicielem torby, a my kupimy tkaniny i wypełnienie. Moi znajomi i przyjaciele licytowali hojnie, ale wynik przeszedł nasze oczekiwania. Pierwsza torba sprzedała się za 1000 złotych. To ona.

Na następny dzień wystawiłam również na licytację drugą torbę.


Ta sprzedała się za 700 zł! Trzecia też była w kolorach ukraińskiej flagi. 


 

Wylicytowano ją za 300 zł. Mieliśmy tyle pieniędzy, że mogliśmy uszyć ponad 350  poduszek rehabilitacyjnych. I tak się stało. Na szyciowe spotkanie w naszym wiejskim domu kultury w Lesznie pod Puszczą Kampinoską przyszło 50 osób! Byłam naprawdę wzruszona. I szyłam następne torby. 

Niektóre mam do dzisiaj. Ale zdecydowaną większość sprzedałam. Cały dochód przeznaczam na szycie serduszek w ramach naszego Projektu Serce od Serca, bo potrzeby są ciągle bardzo duże. Przy tych torbach, które mam i chcę sprzedać, napiszę ceny, gdyby ktoś z Was chciał je kupić, to całkowity dochód z tej sprzedaży przeznaczam na zasilenie projektu Serce od Serca. Do cen trzeba doliczyć koszty wysyłki Inpostem.

Czwarta z uszytych przeze mnie toreb, w pomarańczowe trójkąty poszła w świat.


 
Podobnie jak piąta, również w pomarańczowe trójkąty.


Szóstą uszyłam z tkanin z kolekcji znanego projektanta Tima Hardinga. Zaczęłam od ręcznego obszycia tkaninami kilkudziesięciu papierowych heksagonów, a potem ich ręcznego zszycia i wypikowania.Żmudna robota, ale efekt świetny.


 



Ta czarna,siódma torba jest wypikowana z wolnej ręki w motywy kwiatowe. I ma zapięcie na fajny ceramiczny guzik.

Ósma też ma nowego właściciela. Prosta, geometryczna, ale bardzo się spodobała.

Dziewiąta jest zszyta też z heksagonów, ale tym razem szycie było maszynowe i pikowanie również.

Dziesiąta, jedenasta, dwunasta i trzynasta są podobne. Różnią się tylko kolorami i układem skośnych paseczków, kolorem podszewki i zapięciem. Tak naprawdę, to z kwadratów, z których uszyłam torebki miała powstać narzuta. To było chyba 12 lat temu. Od koleżanek dostałam w prezencie ślubnym przepiękną narzutę, przy której te paseczki wyglądają blado, oj bladziutko. A na letnie torebki nadały się świetnie.


Czternasta jest gęsto wypikowana. Zarówno z przodu jak i z tyłu.


Piętnasta i szesnasta to są torby wypikowane w linie. Bardzo się spodobały i "poszły" jak świeże, chrupiące bułeczki. Linie są uszyte z grubych nici nr 30. Dzięki temu są wyraźniejsze niż byłyby pikowane standardowymi nićmi nr 120.




Siedemnasta to heksagony dla Aldony. To dwie strony tej samej torby. Aldona nosi tę torbę do wielkiego czarnego płaszcza, a gdy jej nie nosi, to torba wisi w jej sypialni w charakterze obrazu. Cóż za nobilitacja dla torby!
Tym razem heksagony są zszywane i pikowane maszynowo.


Trochę tego naszyłam! Pierwsza powstała na początku marca, a ta pod koniec maja 2022 r. Właściwie to prawie sześć w każdym miesiącu.
 

Jedziemy dalej. Czy blogspot wytrzyma taki długaśny post?
Tę torbę, osiemnastą, wreszcie uszyłam dla siebie. Bardzo ją lubię i często noszę, bo mam sporo turkusowych ubrań, do których ona bardzo pasuje.

Dziewiętnasta jest torbą mojej siostry. Ona ja lubi, a ja też. Wykorzystałam w niej motywy z "Drzewa wiadomości dobrego", czyli elementy z dolnośląskiego haftu białego. Z przodu jest dużo tych elementów, a z tyłu tylko jeden. Pikowałam z wolnej ręki nićmi nr 30.

 

 

Dwudziesta, dwudziesta pierwsza i dwudziesta druga powstały jako ilustracje do kursu na temat wykorzystania starych spodni dżinsowych w Muzeum Łazienki Królewskie. Jak to się stało, że mam zdjęcie tylko jednej z nich? Nie wiem. Tę uszyłam wykorzystując najdrobniejsze nawet ścinki z szycia poprzednich toreb. Skrawki przykryłam hydrofolią i dzięki temu szycie poszło mi sprawnie. A potem hydrofolię rozpuściłam. Mam tę torbę i chętnie ją sprzedam. Cena 200 zł. Przeznaczę te pieniądze na zakup kulek silikonowych do wypełniania poduszek rehabiliatcyjnychw Projekcie Serce od Serca.


Zaczynamy trzecią dziesiątkę. Dwudziesta pierwsza.
Ta torebka jest inna. Mała i elegancka, chociaż uszyta z odpadów. Drobne ścineczki i włóczki w różnych kolorach i różnej grubości. I niezawodna hydrofolia.



I tak dojechaliśmy do grudnia 2024 r. Uszyłam sporo torebek. Czasem skomplikowanych, a czasem bardzo prostych.
Dwudziesta druga jest znowu torba w linie. Oj podoba się Wam ten wzór.


Dwudziesta trzecia to wielka torba plażowa, taka z cyklu - koń z kopytami się zmieści. A na pewno kocyczek, ręczniczek, kanapeczki... Pojechała w stronę morza.

 Dwudziesta czwarta i dwudziesta piąta powstały z podobnych tkanin pociętych na paski.


Dwudziesta szósta i dwudziesta siódma czekają na swoich nowych właścicieli. są uszyte z bawełnianych tkanin. Mają wewnętrzne kieszenie. Cena 100 zł każda. Dochód przeznaczam na cel charytatywny.

Dwudziesta ósma jest uszyta z tkaniny farbowanej. Spodobała się Basi. 


Dwudziesta dziewiąta! Z jednym paskiem, frędzelkami, podszewką i wewnętrzną kieszenią. Trochę mieniąca, czego nie widać na zdjęciu. Hippisowska. Lubię takie. Cena 100 zł.

Trzydziesta. Patchworkowa. Wywędrowała w świat :)


I zaczyna się kolejna dziesiątka. Czwarta.
Czterdziesta pierwsza, druga i trzecia. Dla miłośniczek piesków.Na zdjęciu widać cztery torby, ale mam tylko trzy. Po 100 zł. Komu, komu....??? Patchworkowe, pikowane, bawełniane, z wewnętrznymi kieszeniami. Cel charytatywny.

Edit - zostały tylko dwie


Czterdziesta czwarta jest też pieskowa :). Jest dwustronna. Na prawej jest czarna w białe pieski, a na lewej biała w czarne pieski. Ucha amarantowe, a nie białe jak na tym zdjęciu. Taniocha! Tylko 50 zł.

Edit - SPRZEDANA

Czterdzieści pięć i sześć. Uszyłam je z lekko lśniącej tkaniny, którą dostałam od kogoś.Przekładałam ją ze sto razy i już, już miałam zamiar coś z niej uszyć, ale było mi szkoda ją pociachać. Tym razem, na szczytny cel, nie pożałowałam jej. W środku jest szara bawełniana podszewka z kieszeniami. 100 zł każda. A jak dwie to tylko 150 zł za obie.

Edit - SPRZEDANE

Czterdzieści siedem. To skromna lniana torebka. Idealna, żeby ją nosić albo wozić w samochodzie na niespodziewane zakupy. Bez podszewki, ale z wewnętrzną kieszenią i wielkim drewnianym guzikiem.

Edit - SPRZEDANA


Przed świętami Bożego Narodzenia uszyłam jeszcze czterdziestą ósmą. To był prezent dla osoby, która mi bardzo pomogła. Znowu heksagony. Zszywane i pikowane maszynowo. Wesołe, czego nie widać na zdjęciu robionym przy sztucznym świetle w grudniu :).


Czterdziesta dziewiąta powstała już w tym roku. Zostało mi dużo skrawków tkanin po wycinaniu heksagonów na poprzednią torebkę. Żal było wyrzucić. Napisałam o niej w tym poście klik. Ta torba jest zamykana na suwak i ma w środku dwie kieszenie. Bawełniana podszewka jest czarna, a reszta radosna :) Kosztuje 200 zł. Edit - SPRZEDANA


Pięćdziesiątą uszyłam niedawno. Z maleńkich kawałków tkanin, które na początku przyszywałam do pasków papieru o szerokości 10,5 cm, żeby potem ten papier oderwać, a paski zszytych tkanin przeciąć jeszcze wzdłuż na pół. Jeszcze nie pokazywałam tej torebki. Ma turkusową bawełnianą podszewkę i dwie kieszenie w środku. Składa się z około 280 kawałeczków tkanin. Cena to 200 zł na cel charytatywny. Edit - SPRZEDANA


 A dzisiaj skończyłam szyć pięćdziesiątą pierwszą torbę. Tkaniny to próbniki, które pocięłam na mniejsze kawałeczki. Wewnątrz ciemnobrązowa bawełniana podszewka w maleńkie kwiatki. Dwie kieszenie a całość zapinana na zamek błyskawiczny. Patchwork jest pikowany w szwach, a dodatkowo jeszcze kwadraty przepikowałam na skos. Torba może być Wasza za 220 zł, które ja przeznaczę na zakup kulki silikonowej do wypełnienia poduszek rehabilitacyjnych w kształcie serca szytych w ramach naszego projektu Serce od Serca.

Dla tych wszystkich,którzy dotarli do końca tego posta pisanego przeze mnie przez kilka godzin i chcą kupić jakąś torbę i wesprzeć nasz projekt, mam dobrą wiadomość: można się targować!!!




Sama jestem zdziwiona, że tyle toreb uszyłam. Wiedziałam, że dużo, ale nawet dla mnie, pracowitej mrówki to jest baaaaaaardzo dużo.
I pewnie znowu jakąś uszyję w przerwie między innymi, dużymi projektami.