Już od kilku lat, zamiast, jak pół Polski, wyjeżdżać na wielką majówkę, święto pracy czczę pracą. Tym razem praca była wyjątkowo przyjemna, a nawet zastanawiam się czy to nazwać pracą, skoro ten czas spędziłam głównie na szyciu patchworków, czyli na tym, co tygrysy lubią najbardziej.
I to w jakim towarzystwie! Bawiłyśmy się razem z Marzenną Lew, czyli naszą sympatyczną Kiboko.
Marzenka już napisała o naszym spotkaniu na swoim blogu.
Nasze spotkania do tej pory były króciutkie, a teraz mogłyśmy nagadać się do woli. Oczywiście głównie o szyciu, o szkoleniach, o tym jak robić to lepiej, ciekawiej.
Marzenka przyjechała do mnie z walizką wielkości szafy i już myślałam, że zostanie u mnie do lata, ale okazało się, że ta zapobiegliwa dziewczyna przywiozła ze sobą swój największy patchwork w charakterze kołderki. Tak na wszelki wypadek ;).
Marzena oczywiście bawiła się pikowaniem na Long Arm Juki...
A ja skończyłam dwa patchworki rozpoczęte wcześniej.
Jeden to praca zainspirowana obejrzanym niedawno filmem "Grawitacja". Dosłownie w czasie oglądania tego filmu pobiegłam do swojej pracowni i wzięłam z niej kawałek materiału ufarbowany specjalnie dla mnie przez Marzenę Krzewicką. Trzymałam go na kolanach do końca filmu i po tych kilkudziesięciu minutach już wiedziałam, co chcę z niego uszyć. Chciałam to:
A to druga praca. Ta ma swój początek na warsztatach Bożeny Wojtaszek "Anatomia drzewa szycia". Razem z innymi dziewczynami zaczęłam wtedy szyć drzewo. Ale jakoś mi nie szło. Chyba byłam za bardzo rozproszona na różnych sprawach "organizacyjnych" i nie mogłam skupić się na moim szyciu-życiu. Nadrobiłam to później i uszyłam moje drzewo. Z trzema ptaszkami. Dwa poleciały w siną dal.
Przyszedł też czas na najfajniejszą zabawę. Lubię malować, może kiedyś zdobędę się na odwagę i zacznę tu pokazywać moje obrazy?
Marzena pokazała mi jak malować techniką zwaną monoprintem.
Na początku szło mi opornie, ale po pewnym czasie tak się wciągnęłam, że powstawały coraz to nowe i nowe malowane szmatki. I prawie każda z nich ma już swoje przeznaczenie.
Ze stempelków cytrynowych powstaną dmuchawce, delikatne krateczki i niebieskie mazaje będą świetne do krajobrazów, a odbicie zielonej koronki już teraz znakomicie udaje kolejne drzewa.
Gdyby ktoś oglądał nas z boku, to z całą pewnością zobaczyłby radość dziewczynek bawiących się w swoją ulubioną zabawę. Błysk w oku i chodzenie spać w środku nocy, no bo przecież szkoda takiego fajnego czasu na sen.
Marzenko, bardzo Ci dziękuję. Do następnego...
Przepiękne prace, zwłaszcza Grawitacja przypadła mi do serca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Cela, dziękuję. Grawitacja bije rekordy popularności na Facebooku. Chyba napiszę o niej oddzielny post ;)
UsuńPiękne ...
OdpowiedzUsuńDzięki Grazko :)
UsuńO matko.... to drzewo z ptakami..... to styl, który przemawia do mnie najbardziej !!!
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie Ma.Kra. Ja też lubię tak szyć, chociaż chyba jednak bardziej kółka, kółeczka, okręgi.... no taka zakręcona jestem ;)
UsuńGrawitacja wyszła super, ale drzewko też niczego sobie :)
OdpowiedzUsuńGrawitacja niespodziewanie ciągnie w górę. Takie maleństwo, a gdyby zrobić ranking popularności, to już po kilku godzinach od pokazania zdobyła na Facebooku najwięcej komplementów z wszystkich moich prac. Zaskoczyła mnie!
UsuńAniu, pięknie nam się rozwijasz ! Nie bez znaczenia są tu nowe umiejętności ( yuki ) i zacieśnianie znajomości z koleżankami quilterkami.
OdpowiedzUsuńSuper sposób na świętowanie 1 maja - Zazdroszczę! Zdecydowanie moje serce skradła Twoja grawitacja :) Jest dla mnie jak spadający meteoryt!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kamila
Aniu, byłam, widziałam, podziwiałam i macałam zarówno grawitację jak i drzewko choć nie miałam białych rękawiczek:) Byłam świadkiem końcówki ich powstawania i jestem nimi zauroczona - mówiłam, że są piękne!!! i jak się okazuje miałam rację, bo grawitacja jak sama mówisz bije rekordy :) Cieszę się bardzo. Uśmiałam się z Twojego wstępu do posta i żałuję, że jednak do lata nie zostałam - hihi. Dziękuję raz jeszcze za tak miło spędzony czas - wielkie buziaki
OdpowiedzUsuń