Tydzień temu wyszłam za mąż. Ślub i wiele zdarzeń z nim związanych, ma tak wiele
wspólnego z patchworkami, że muszę, po prostu muszę, tu o nich napisać.
When I starded this blog a few years ago I promised myself that I would not wite about my personal life. Well, the promises are made to be broken.
A week ago I got married. The wedding and many other things which happened along the way are connected to patchwork so much, that I have to write about them!
When I starded this blog a few years ago I promised myself that I would not wite about my personal life. Well, the promises are made to be broken.
A week ago I got married. The wedding and many other things which happened along the way are connected to patchwork so much, that I have to write about them!
Gienka, mojego męża, poznałam 3 lata temu. Ja - kobieta po przejściach, on – mężczyzna z przeszłością, znaleźliśmy się oczywiście w internecie. Ja akurat przeszłam na emeryturę i coraz więcej czasu poświęcałam moim ukochanym patchworkom, Gienek na emeryturze był już dawno. Jego ostatnim zawodowym zajęciem było prowadzenie wielkiej szwalni. Na emeryturę przechodził z silnym postanowieniem, że nigdy, ale to przenigdy, nie będzie się zajmował żadnymi szmatami. Dotrzymywał słowa, aż do naszego spotkania.
Jakieś pół roku potem dostałam propozycję poprowadzenia kilku kursów
patchworkowych. Kursów było coraz więcej, aż przerodziły się w Szkołę
Patchworku. Ta szkoła nie powstałaby bez Gienka. Pomagał we wszystkich
ciężkich pracach, ale przede wszystkim zajmował się naszym parkiem maszyn do
szycia. Tu nasmarował, tam przeczyścił, tu dokręcił….. Wszystkie quilterki
wiedzą, jakie to szczęście mieć obok siebie taką złotą rączkę.
Żyliśmy tak sobie na kocią łapę, jak podstarzali hippisi, aż do zeszłej soboty, kiedy powiedzieliśmy sobie „tak”.
I met Eugene, my husband, 3 years ago, we found ourselves on the Internet. Each of us have our past left behind. When we met I was retired for a short time and I could finally devote to patchworks which I loved for so long. Eugene retired a couple of years before I did. His last job was in a big sewing. When he retired he promised himself that he would never ever have nothing in common with fabrics. Well, he kept his promise just until we met :) Not more than six months later I was offered to lead a patchwork workshop. There were more and more of those workshops and finally they transformed into the Shool of Patchwork. There would be no School if there was no Eugene. He helps me with all the hard works and - what is the most important - he helps to keep the sewing machines in a good shape! Each person who quilts knows how important it is to have close such a handyman :)
We lived like a couple of old Hippies until 25th of July when we said "yes".
Żyliśmy tak sobie na kocią łapę, jak podstarzali hippisi, aż do zeszłej soboty, kiedy powiedzieliśmy sobie „tak”.
I met Eugene, my husband, 3 years ago, we found ourselves on the Internet. Each of us have our past left behind. When we met I was retired for a short time and I could finally devote to patchworks which I loved for so long. Eugene retired a couple of years before I did. His last job was in a big sewing. When he retired he promised himself that he would never ever have nothing in common with fabrics. Well, he kept his promise just until we met :) Not more than six months later I was offered to lead a patchwork workshop. There were more and more of those workshops and finally they transformed into the Shool of Patchwork. There would be no School if there was no Eugene. He helps me with all the hard works and - what is the most important - he helps to keep the sewing machines in a good shape! Each person who quilts knows how important it is to have close such a handyman :)
We lived like a couple of old Hippies until 25th of July when we said "yes".
Wcześniej musiałam sobie kupić jakąś sukienkę. Zrobiłam dwa
podejścia, bo jak zobaczyłam tę drugą, „patchworkową”, to nie mogłam sobie jej
odmówić, mimo, że jedna już wisiała w szafie.
Nasz ślub, a potem wesele, było w sąsiedniej wsi w Agrokulturze Korfowe. Jej
właścicielka Joanna, namówiła mnie, żeby w sali weselnej zrobić wystawę patchworków.
When we decided to get married I had to buy a dress! I bought one which I liked. But then I saw the patchwork printed one and I had to have it.
Our wedding and the wedding reception were held in Agroculture Korfowe. Its owner, Joanna, has talked me into making a patchwork exhibition in the room.
When we decided to get married I had to buy a dress! I bought one which I liked. But then I saw the patchwork printed one and I had to have it.
Our wedding and the wedding reception were held in Agroculture Korfowe. Its owner, Joanna, has talked me into making a patchwork exhibition in the room.
Spora część naszych
weselnych gości moje prace znała tylko z internetu. Okazało się, że były fajną
dekoracją naszego wesela, a wcześniej niezłym „ołtarzem” przy naszym
ślubie.
Po ceremonialnym „tak” mamy teraz patchworkową rodzinę: razem trójkę dzieci z
mężami i żonami, czworo wnucząt, a piąte „w drodze”. A ja jestem macochą (sic!).
Tutaj są zdjęcia z naszego ślubu.
Most of our wedding guests knew my works only from the Internet. Quilts turned out to be a great decoration of our wedding. One of them, "The Sun", was our altar.
Now we have a patchwork family: three children with wives and husbands, four grandchildren (the fifth is going to be born soon). And I am a mother in law now!
You can find the photos from our wedding here.
Tutaj są zdjęcia z naszego ślubu.
Most of our wedding guests knew my works only from the Internet. Quilts turned out to be a great decoration of our wedding. One of them, "The Sun", was our altar.
Now we have a patchwork family: three children with wives and husbands, four grandchildren (the fifth is going to be born soon). And I am a mother in law now!
You can find the photos from our wedding here.
Jakieś trzy miesiące temu na naszym warszawskim spotkaniu patchworkowym bąknęłam chyba Ani i Monice, że może latem ślub… ale tak delikatnie, bez terminów. Jak się potem okazało dziewczyny podchwyciły temat, zawiązały facebookowy spisek i uszyły nam w prezencie przepiękną patchworkową narzutę i poduszki.
Wyobraźcie sobie, że prawie 50 quilterek z całej Polski, a także z Niemiec i Belgii, przez kilka miesięcy, szyło dla nas ten fantastyczny prezent. I pary z ust nie puściły. Były podróże narzuty, zgrupowania twórcze, narady, spotkania na facebooku, łącznie z piciem za zdrowie młodej pary, gdy my balowaliśmy wiele kilometrów od nich.
Not more than three months ago I told my quilting friends Ann and Monika that me and Eugene are thinking of getting married. I didn't know any details then, but as it turned out they started to organise a big secret patchwork suprise. They were communicating through Facebook and made a big quilt and pillows.
Over 50 quilting girls from Poland and Germany and Belgium were making this quilt. It has been travelling between their homes and each of them sewn their part, they were meeting so that I wouldn't know about the whole thing.
Całą akcję na swoim blogu opisała Monika, nikt nie zrobi
tego lepiej niż ona. Zajrzyjcie tutaj.
To reprezentacja wielkiej quilterskiej ekipy.
Monika has written a post about the whole action. It's worth to read!
Monika has written a post about the whole action. It's worth to read!
... i ja w stroju organizacyjnym.
...this is me weraring our quilt :)
...this is me weraring our quilt :)
Dziewczyny, jesteście niesamowite. Bardzo Wam dziękujemy za ciepło, uczucia i Waszą radość ukrytą w każdym kawałeczku tego przepięknego prezentu. Zrobiłyście nam taką frajdę. Tyle serca, zaangażowania, dobroci, miłości!!!
Girls, you are amazing! Thank you so much for all the warmth, good wishes, kind words and your hearts which you put into this big quilt!
Dostaliśmy też inne patchworkowe upominki.
Od dawna podziwiam „botwinkę” Bożeny. I to dlatego dostaliśmy od niej ślubne buraczki. W obrączkach!
We also got many others patchwork gifts.
I have admired Bożena's beet leaves for so long and now we have our own "wedding beets" with rings!
A to kartka od Magdy...
This is Magda's card...
…i od Reni
... and this one is from Renia
... and this one is from Renia
Były też patchworkowe opakowania na wino....
There are also patchwork wine packadges...
There are also patchwork wine packadges...
i pamiątkowe woreczki pachnące lawendą.
and fragrant lavender bags with our names on them :)
and fragrant lavender bags with our names on them :)
Jeszcze przed ślubem, od Ali przyleciały piękne patchworkowe
tkaniny.
We also got patchwork fabrics from Ala.
We also got patchwork fabrics from Ala.
Widziała zdjęcie mojej sukienki i wspomniałam jej o kolorze ubrania Gienka, a także wstawie patchworkowej, ale że tak pięknie zebrała to w jedną kartkę, to ja ciągle nie mogę uwierzyć. Ma i talent i intuicję.
Jola has seen the photo of my wedding dress before. She also knew that Eugene would wear brown siut and that we are planning to make a patchwork exhibition. She has sewn a card and I can't believe how realistic it is!
Ostatnim patchworkowym elementem naszej uroczystości były kartki,
które uszyliśmy razem z Gienkiem dla naszych weselnych gości. To takie małe prezenciki. Powstało 66 sztuk.
The last patchwork accent on our wedding were the cards which we made for our guests. We made 66 pieces :)
The last patchwork accent on our wedding were the cards which we made for our guests. We made 66 pieces :)
Tutaj widać wszystkie razem przypięte do dwóch tablic, a jeżeli macie ochotę zobaczyć jak wyglądają te kartki z bliska, zapraszam do oglądania albumu z nimi.
If you are interested in seeing them in better quality just click here to go to the album.
Patchworkowy ślub za nami. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że w
różny sposób wzięliście w nim udział. Że byliście z nami, szyłyście dla nas,
myśleliście o nas. To wielka radość mieć w takiej ważnej chwili wokół siebie tyle bliskich osób.
Bardzo Wam dziękujemy za życzenia, prezenty, za szczęśliwe chwile, które
przeżywaliśmy i ciągle przeżywamy dzięki Wam.
Patchwork wedding has come and gone. We are very happy that you were part of it: some of you were with us in person, some were thinking about us and sewing for us. It is our joy to have so many people who care about us! Thank you for your wishes and kind words, all the gifts we got and the happy moments that we are part of thanks to you.
Patchwork wedding has come and gone. We are very happy that you were part of it: some of you were with us in person, some were thinking about us and sewing for us. It is our joy to have so many people who care about us! Thank you for your wishes and kind words, all the gifts we got and the happy moments that we are part of thanks to you.
Dużo szczęścia dla Was obojga!
OdpowiedzUsuńWspaniale! Cudnie! Pięknie! Uwielbiam, gdy życie pisze takie scenariusze. No i niechaj ktoś zaprzeczy przeznaczeniu. Serdecznie gratuluję! Życzę wiele szczęścia!
OdpowiedzUsuńPani Anno, Pani, Pan Gienek i wasza historia jest fenomenalna!!!!! Buzia mi się śmieje, jakby chodziło o moich bliskich przyjaciół. Cudowne prezenty, fantastyczna akcja patchworkowa, no wszystko godne tego posta, jakżeby to Pani miała przemilczeć i się ze światem nie podzielić. Dziękuję Pani bardzo!:)))
OdpowiedzUsuńJa internet uwielbiam właśnie za to, że doprowadza do tak pięknych znajomości i happy endów, bo sama znalazłam niejedną przyjaźń tą drogą.
Gratuluję Wam z tej pieknej okazji, życzę szczęścia i mnóstwa wspólnych pomysłów, porozumienia dusz ( jest, jest na pewno:) i nieskończonej Miłości:))) Ja też w tę sobotę balowałam na weselu przyjaciółki:)
A bloga Pani mam na stałe w ulubionych od lat i pokazuję go wszystkim znajomym, niezależnie od tego, czy potrafią szyć, czy nie. Sama należę oczywiście do tych pierwszych (wstyd pokazać moją jedyną kołderkę), ale co tam, obrazów też nie maluję, a popatrzeć lubię:)))) Jest Pani GENIALNA we wszystkim:))) Serdecznie pozdrawiam was oboje:))) Miło na tak szczęśliwych ludzi popatrzeć:)))
Dawno nie czytałam o tak romantycznej historii z happy-endem i tak pięknym ślubie w tak cudnej patchworkowej oprawie.Kartki dla gości jedna w jedną dzieła!O prezencie nie wspomnę.
OdpowiedzUsuńAniu ,Gieniu-jeszcze raz wszystkiego najlepszego i dalszych tak cudownych lat.Maria
jaka piękna historia pani Aniu, z całego serca życzę Wam obojgu dużo zdrowia,miłości i wytrwałości... i kolejnych patchworków :)
OdpowiedzUsuńNapisalam komentarz i gdzies ulecial ,wiec jeszcze raz.Milo czyta sie takie opowiesci z zycia wziete.Zycze Wam duzo milosci.)
OdpowiedzUsuńPrzepiękna patchworkowa historia....
OdpowiedzUsuńKiedyś usłyszałam: jeśli kobietę i mężczyznę połączy pasja ( czyt.patchwork ) to przez zycie pójdą razem jak,,burza''...i tego Wam serdecznie życzę....
Niesamowita historia.
OdpowiedzUsuńWszystkiego co najlepsze na nowej drodze życia !
Serdecznie pozdrawiam.:)
Pieknie!! I oby juz tak było zawsze ;-) Najserdeczniejsze ze Szczecina ;-)
OdpowiedzUsuńGratulacje! To szczęście znaleźć bratnią duszę (a jeszcze taką, która rozumie szyciowe sprawy... Bezcenne!). Patchwork NYB jest po prostu niesamowity! Może zgłosicie go na konkurs patchworków jako pracę zbiorową (quilting bee)?
OdpowiedzUsuńWpis jest genialny i bardzo się cieszę jak widzę na blogach prywatne wpisy - bo sama mam taką potrzebę pisania o swoim życiu!. Wszystkiego co najlepsze, życzę dla Pani i Pana Gienka, który nawet przez internet ofiarował mi swoją pomoc w sprawie maszyny i szycia "z wolnej ręki" - więc wyobrażam sobie jak wspaniałymi ludźmi jesteście !!!
OdpowiedzUsuńPs. Też mam patchworkową rodzinę :-)
Niesamowite! Gratulacje!!! dużo szczęścia i miłości :)))
OdpowiedzUsuńWspaniala cudowna historia. Wszystkie prezenty piekne. Zycze dalszej cudownej wspolnej drogi
OdpowiedzUsuńAniu, Gienku, kochani! Niestety nie dotarłam na Wasz ślub, bo dopadło mnie przeziębienie. Ogromnie żałuję i na razie choć tą drogą przesyłam Wam jak najgorętsze pozdrowienia i życzenia wszystkiego dobrego! Jeszcze Was osobiście uściskam, a na razie czynię to chociaż wirtualnie, nie mniej serdecznie :) Piękne suweniry dostaliście :)))
OdpowiedzUsuńPiekna historia. Pieknie opisana. Aniu, Gienku - takich happyendow na codzien zyczymy!
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością przeczytałam Waszą patchworkową historię :-)))
OdpowiedzUsuńDobraliście się z Gieniem jak w korcu maku :-)
Wiele lat wspólnego dobrego życia
OdpowiedzUsuńżyczy Wam Małgosia Mirkiewicz
Kolorowego życia, kolorowych marzeń i kolorowych snów dla Was obojga :) a batikowa para gołąbków przyleciała dla Was z baaaardzo daleka :)
OdpowiedzUsuńNo i cóż można więcej dodać? Aniu i Gienku :) Trzymajcie mocno to szczęście, które spotkaliście.
OdpowiedzUsuńŚlub, wesele, cała oprawa w postaci wystawy - trafiona w dziesiątkę! Te karteczki - "upominki dziękczynne" jako pamiątka Waszego ślubu - wspaniały pomysł!
Zdjęcia z wystawy obejrzałam i doszłam do wniosku, że... wszędobylski kot - wymiata ;)
Uściski dla Was obojga :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie napisało, że niechcący usunięty ;)
UsuńGratulacje! Wiele szczęścia życzę i niech Was otulają ciepłem i cieszą pięknem patchworki wszelakie: własne i nie tylko. Przesympatyczne karteczki dla gości, piękna "tajna" narzuta.
OdpowiedzUsuńJaka optymistyczna historia! Dziękuję, że się Pani z nami nią podzieliła. Jak miło popatrzeć na twarze szczęśliwych ludzi. Takie patrzenie to baaaardzo miłe zajęcie. Lecę na górę strony ponapawać się jeszcze trochę. Może uda mi się odrobinkę uszczknąć dla siebie? :)
Osobiście nie miałam okazji spotkać, choć było blisko. Ale z netu znam i podziwiam. Trzymam kciuki z całych sił, żeby długie jeszcze lata upłynęły w szczęściu.
Aniu, z serca Wam życzę samych pięknych chwil!
OdpowiedzUsuńOna po przejściach, on z przeszłością - to najlepszy początek nowego. Wszystkiego najlepszego :-)
OdpowiedzUsuńdla takich chwil warto żyć - samych dobrych chwil:)
OdpowiedzUsuńOby Wasze szczęście trwało wiecznie, bo zasłużyliście na nie w pełni. Byłam z wami sercem i duszą, i tylko żałuję, że nie osobiście.
OdpowiedzUsuńAniu, wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia!! Szkoda, że wcześniej nie wiedziałam o tej pięknej chwili... piękna historia, piękna twoja sukienka!!!! piękna narzuta i wszytko... dużo szczęścia życzę!!
OdpowiedzUsuńGratulacje! Piękna historia, taka bajeczna. I do tego z patchworkami w tle. Czegóż chcieć więcej?
OdpowiedzUsuńAniu- życzę Wam pięknej , wspólnej drogi po ukwieconych łąkach w kierunku słońca ( lub raczej wielu słońc). Aneczko - wszystkiego dobrego życzę .Ściskam gorąco, mocno, serdecznie !!!
OdpowiedzUsuńGratulacje:) Buzia mi się śmiała przez cały ten post, a na koniec kopara opadła, gdy zobaczyłam ślubny prezent. To jest coś niesamowitego! Gratuluję wszystkim spiskowcom:)
OdpowiedzUsuńPrzy tak pozytywnym akcencie to koniecznie musiałaś złamać swoje przyrzeczenie :-) i bardzo dobrze!
OdpowiedzUsuńGratulacje.