poniedziałek, 8 października 2018

Subiektywnie i okołopatchworkowo w Hiszpanii

Nigdy wcześniej nie byłam w Hiszpanii i pewnie dalej wolałabym jeździć na Suwalszczyznę i Roztocze, ale namówiono mnie na pokazanie moich patchworków w Benalmadena.
Co mnie skusiło?
Wystawa międzynarodowa.
Przekaż nam swój jeden patchwork - będzie potem wisiał w muzeum patchworków, które właśnie się tworzy.
Drugi patchwork daj na cele charytatywne. Oczywiście! Jeżeli tylko mogę pomóc potrzebującym...
Chcesz? Chcę!!!
Mężu, jedziemy? Chcesz? Chcę! Jedziemy.

Tak było jesienią zeszłego roku. Bilety kupione. Lecimy :).

Od razu poprosiłam organizatorów wystawy o mapę Benalmadena. Wiedziałam, że jeden z tych patchworków będzie mapą.
Zabrałam się do roboty wiosną. Mapa była chyba załącznikiem do miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Miałam do czynienia z takimi dokumentami w czasach dla mnie przedhistorycznych, gdy projektowałam sieci wodociągowe. Wtedy załącznikiem do mapy była legenda. A w niej informacje typu P-11 zabudowa wysoka, F-27 przemysł.
Teraz miałam tylko mapę, bez legendy.
I poczciwego wujka Google. Zaglądałam wielokrotnie co jest wokół ludzika ustawionego w jakimś miejscu.

Mapę szyłam zerkając w komputer. Pierwszy raz była to mapa miejsca, w którym nigdy wcześniej nie byłam. Pisałam o niej tutaj. 
Gdy jechaliśmy taksówką z lotniska w Maladze, to poznawałam różne miejsca, które szyłam, pikowałam i robiłam aplikacje.

Jak było na wystawie napisałam tutaj (klik).

A jak poza wystawą?
Bardzo ciekawie.
To inny świat.
Inna mentalność ludzi.
Inne krajobrazy. Palmy, muszelki.
Inna kuchnia. Wydawało mi się, że ją znam z moich eksperymentów kulinarnych. Byłam w błędzie.
Siesta. To mi się podoba! Nareszcie usankcjonowane to, co lubię.

Za gorąco i pod górę. Woda mineralna i arbuzy. Bez samochodu. Uffff.
Ale potem taksówki i wypożyczalnia samochodów. I świat wyglądał dużo lepiej.

Byliśmy tam niecałe dwa tygodnie, ale wrażeń mamy mnóstwo.

Napiszę tylko o niektórych.

Malaga o rzut beretem. Piękna. I najbardziej pociągające muzeum Picassa. Kończąca się zaraz wystawa Andy Warhola. Mityczne zupy z fasolki, Marylin Monroe i sierp i młot.





Potem wyprawa do Ronda. Cudne miasteczko położone na górze przeciętej rzeką. Jak z bajki.
I deszcz, który zamienił arenę do walki byków w jezioro z rwącym odpływem.
Półtorej godziny byliśmy więźniami nieistniejącej korridy. Lało, lało, lało... zalało muzeum, podziemne parkingi... i nasze marzenia, że jeszcze trochę pozwiedzamy.
Mokrzy wróciliśmy do domu.



Potem Mijas, po którym oprowadzała nas niestrudzona Marina. Dziękujemy ślicznie. Znowu mokro.


Marbella z fajnym barem tapas i znakomitymi rzeźbami Salvadore Dali. I mapami na ścianach starych budynków. Nie mogłam przejść obojętnie. Oczywiście w deszczu :)





Mieliśmy bardzo ambitne plany.
Czasu wystarczyło tylko na część z nich.
Basen obok naszego domu odwiedziliśmy tylko raz, na plaży też byliśmy tylko raz, no może przez godzinę.
Jak na to, że ciągle chodziliśmy wzdłuż brzegu morza, to naprawdę mało.
Nie byliśmy na górze Calamorro (akurat kolejka była nieczynna z powodu silnego wiatru), na wystawie motyli, ani na pokazie tresury delfinów.

Ale robiliśmy to, co lubimy. Popijaliśmy sangrię i kawę na ulicy.
Ja czasem podglądałam jak śmieciarka zabiera śmieci i czy mercedes nie wjedzie na krzesło mojego męża.
Mąż oglądał Hiszpanki...

Oboje zerkaliśmy na mafię.




Czy wrócimy do Benalmadena? Raczej nie, bo tyle jeszcze pięknych miejsc na świecie, w których nie byliśmy. Na wszystkie nie wystarczy czasu ;).


"W aspekcie ludzkim" było fantastycznie.
Absolutnie nie spodziewałam się, że poznam takie sympatyczne patchworkowe wariatki.
Z różnych stron.

Dziewczyny, do zobaczenia.



6 komentarzy:

  1. Aniu - ale fajna relacja z waszego cudnego urlopu! Dziekuje!!! <3 :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Danka, napisałam tak od siebie. Mamy mnóstwo zdjęć, ale zamki, pałace i pomniki to można w googlach zobaczyć :)

      Usuń
  2. :) tresura delfinów, to chyba zbrodnia? Nie ma czego żałować. Za to kawa na ulicy! Codziennie i wszędzie ;) Ściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, ja nie mogę patrzeć na zwierzęta męczone w cyrku i na innych takich pokazach. Nawet do zoo nie chodzę. Na myśl o wszelkich zamknięciach dla zwierząt robi mi się gorzej. Omijamy!

      Usuń
  3. ceramiczne patchworki też śliczne :DDD

    OdpowiedzUsuń