wtorek, 27 sierpnia 2013

Sypnęło nagrodami, czyli czwarta i piąta odsłona "Tajemniczego lasu"

Niedawno pisałam o trzech odsłonach "Tajemniczego lasu". Nie miałam pojęcia, że będą następne. Tylko dlatego, że zaglądam czasem do grupy "Patchwork po Polsku" na Facebooku, dowiedziałam się o dwóch patchworkowych konkursach. Pierwszy z nich był organizowany przez prestiżowe francuskie czasopismo patchworkowe Quiltmania. "Tajemniczy las" zdobył w nim jedną z trzech pierwszych, równorzędnych nagród. Tu jest więcej na ten temat klik.
Wcześniej zgłosiłam tę pracę na konkurs Łucznika "Patchworkowe wakacje". Dzisiaj okazało się, że tutaj też podobała się jurorom i dostałam pierwszą nagrodę w kategorii patchworkowych ozdób do domu klik. Dostałam nagrodę, maszynę Kinga 2011. Zasili "park maszyn" mojej Szkoły Patchworku. Nigdy wcześniej nie startowałam w takich konkursach, a tu dwa zgłoszenia i dwie główne nagrody. Bardzo chciałabym poznać autora zdjęcia, które posłużyło mi za wzór do uszycia tego patchworku, żeby podziękować mu za moje-jego sukcesy.
"Tajemniczy las" wisi sobie spokojnie w Coffee Karma na wystawie patchworków a ja przygotowuję się do kolejnych zajęć Szkoły Patchworku. To będzie specjalna zabawa dla miłośniczek kotów. Moja kotka Lilo nie dała sobie zrobić portretu i do uszycia tego quiltu wykorzystałam zdjęcie znalezione w necie.
A jak go zrobiłam? Większość z Was pewnie wie, a ja nauczyłam się tego niedawno. Opowiem o tym 21 września 2013 r.
Quilt jest niewielki, mniej więcej kartka formatu A4. Tło beżowe, czarne i białe nici.


poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Fuzja marzeń czyli spotkanie smoków z żywiołami

Od kilkunastu dni w kawiarni Coffee Karma na warszawskim Placu Zbawiciela wisi wystawa kolaży, które robiłam razem z Tomkiem Maleńczykiem. Jest też parę moich prac, które już wcześniej pokazywałam na blogu.
Tak zapraszaliśmy na nasz wernisaż:

Ania od trzydziestu lat szyła patchworki.
Tomek od dziesięciu lat malował obrazy.
Oboje poznali się trzy lata temu na zajęciach plastycznych w Natolińskim Ośrodku Kultury.
On namalował smoka, który tak jej się spodobał, że kupiła ten obraz.
Ona uszyła serię tkanin poświęconą żywiołom: ogniowi, wodzie, ziemi i powietrzu, która zainspirowała go do stworzenia wspólnych obrazów.
Razem stanęli do sztalugi i wspólnie malowali płótna. Potem naszywali na nie skrawki kolorowych tkanin. Bawili się przy tym świetnie.
Oboje mają nadzieję, że widzom udzieli się radosny i magiczny nastrój, który towarzyszył im we wspólnej pracy.
Wystawa jest czynna do 1 września. Zapraszam na nią serdecznie.
A tu jest parę zdjęć z wernisażu.









sobota, 10 sierpnia 2013

Tajemniczy las w trzech odsłonach

Ostatnio lubię szyć krajobrazy. Chyba trochę znudziły mi się moje łaciaki, a może to tylko chwila oddechu przed kolejnym atakiem? Zobaczymy.
Teraz na tapetę poszedł las.
Trzecia odsłona tajemniczego lasu wygląda tak:


To trochę aplikacji, trochę luźno przyszytych łatek, czyli taki półłaciak.
Ma 140 x 95 cm i jest niebieskim lasem. O tym "niebieskim" piszę tak na wszelki wypadek, bo to kolor najgorszy z wszystkich do fotografowania. Szyłam go, żeby powiesić na białej dużej ścianie mojego tarasu, ale teraz wisi na wystawie w Coffee Karma na Placu Zbawiciela w Warszawie.

Mniej więcej rok temu na moich zajęciach plastycznych trafiłam na taką kartkę wyrwaną z jakiegoś kalendarza. Wiem tylko, że zdjęcie było ilustracją dla listopada, ale nie mam pojęcia, kto je zrobił, nigdzie na tej kartce nie znalazłam takiej informacji.


Na podstawie tego zdjęcia, farbami akrylowymi, namalowałam taki obraz. I tak powstał las numer dwa.


Minęło parę miesięcy i zapragnęłam mieć trzecią odsłonę tajemniczego lasu.
Pokażę Wam jak to robiłam.
Wybaczcie jakość zdjęć, niektóre z nich robiłam nocą. Wiecie jak to jest, że nie można z fotografowaniem wytrzymać do rana :), a lampa błyskowa w moim aparacie chyba powinna zaliczyć się już do kategorii "złomków".




Na tło wykorzystałam cienką ocieplinę, która z jednej strony ma substancję przylepną. Naszkicowałam na niej flamastrem planowany obrazek. Tak tylko w zarysach.


Wycinałam kawałki materiałów i przyprasowywałam je do podłoża. Przyklejały się czasem lepiej, czasem gorzej. Niektóre, te drobniejsze, przyfastrygowywałam.


Tak wyglądał pierwszy etap pracy. Wszystkie materiały były przytwierdzone do podłoża.



A tak prezentowało się to z bliska. Jeszcze w niektórych miejscach widać szpilki.
Teraz pracowicie zrobiłam aplikacje, przyszyłam wszystkie kawałki tkanin zygzakiem. Szerokość 3 mm, gęstość 0,55. Ta faza zajęła mi najwięcej czasu, bo robiłam to bardzo porządnie. Obcięłam dokładnie wszystkie niteczki, które czasem wymknęły się spod ściegu.
Teraz już wiem, że następną tego typu tkaninę uszyję inaczej. Wszystkie drzewa przyszyję zwykłym prostym ściegiem w odległości powiedzmy 2 mm od brzegu i zostawię wystające strzępy. Tak będzie ciekawiej. I znacznie, znacznie szybciej.



Zabrałam się teraz do naszywania listków. Materiały w różnych odcieniach granatowego i niebieskiego pocięłam w małe kawałki i przymocowywałam je szpilkami do podłoża. Robiłam to oczywiście partiami, bo bardzo nie lubię kłujących szpilek.


Każdy "listek" przyszyłam do podłoża "po szpilkach". Korzystałam ze stopki do cerowania i pikowałam "z wolnej ręki" z opuszczonymi ząbkami. Pikowanie to były wielkie esy-floresy, takie, jak wyobrażałam sobie, że rosną liście na drzewach. Po przyszyciu kawałeczków materiału, przycinałam je malutkimi nożyczkami, żeby bardziej przypominały nieregularne liście i nie były takie kanciaste jak na poprzednim zdjęciu.


Tak wyglądał etap pośredni. Tu jest naszyta tylko część listków.
Gdy już przyszyłam wszystkie listki, wypikowałam "lotem trzmiela" te wszystkie pozostałe partie obrazka, które nie były pokryte listkami.  Zmieniałam kolory nici tak, żeby podkreślać efekt światła i cienia, na którym bardzo mi zależało.


Przez chwilę obraz wisiał w miejscu swojego przeznaczenia, czyli na tarasie.
Ogromnym komplementem była dla mnie opinia sąsiada, który, gdy go zobaczył, to powiedział : No chyba nie chce pani powiedzieć, że to też jest uszyte!

Chyba go zgłoszę na konkurs Łucznika "Patchworkowe wakacje". Wiecie, że taki jest? Tu jest więcej szczegółów.

Teraz piszę małą aktualizację. Sprowokowała mnie do tego Bezdomna Wioletta z Szafy.
Zobaczcie jak wyglądał mój krajobraz uszyty na podstawie projektu znalezionego w niemieckim Freundin.Uszyłam go w 1989 r. Niektóre z Was pewnie pamiętają tamten czerwiec.
A krajobraz jest też niebieski. Trochę podobny w klimacie. Teraz wydaje mi się być takim prostym a wierzcie mi, że z wszystkich moich patchworków, to właśnie ten zebrał chyba najwięcej pochwał.




wtorek, 6 sierpnia 2013

Maleństwo

Dzisiaj taki malutki przerywnik od większych projektów. Wakacyjna łąka, tylko trochę większa od kartki papieru.


środa, 24 lipca 2013

Kursy przędzenia, malowania i farbowania czyli nie tylko patchworkiem quilterka żyje :)

3 i 4 sierpnia w Szkole Patchworku będzie kurs przędzenia. Pani Zofia Kromska z firmy Kromski przywiezie kołowrotki i przędzę. Już nie mogę się doczekać, bo chciałabym nauczyć się prząść wełnę a potem uszyć sobie ubranie, jakie zobaczyłam w Łodzi u Julity Pierzchały w pracowni Jupienter. Jest jeszcze jedno wolne miejsce na kursie przędzenia.
To plany, ale wracajmy do tego co już było i jeszcze będzie.
Marzena Krzewicka pokazała mi kiedyś malowane i farbowane przez siebie tkaniny. Były śliczne. Chciałam też spróbować, jak to się robi. Zgromadziłyśmy sporo farb i różnych akcesoriów i w ramach Szkoły Patchworku zabrałyśmy się za malowanie. Miało nas być więcej, ale wakacje spowodowały, że malowałyśmy i farbowałyśmy w siódemkę. Tym razem to były zajęcia plenerowe. Było trochę chłodno, ale wszystkie otuliłyśmy się w stare flanelowe koszule gospodarza i bawiłyśmy się świetnie. Już teraz wiemy jak do naszych patchworkowych potrzeb wykorzystać nie tylko farby, ale również suszone rośliny, kredki świecowe, mąkę, sól i słońce.
Powtórka z malowania i farbowania będzie 10 sierpnia.












czwartek, 27 czerwca 2013

Trzy pory roku na bis

Jeszcze nigdy nie uszyłam jeden po drugim dwóch niemalże identycznych patchworków. Do wczoraj. Pierwszy tak się spodobał, że zachęciło mnie to do zrobienia powtórki. Dziękuję Wam za bardzo sympatyczne komentarze.
Tym razem obrazek jest mniejszy, ma 90 x 60 cm i nie ma żadnych fioletowych akcentów. Po prostu trzy pory roku. Teraz chyba będę musiała uszyć dwie zimy, jedną po drugiej. Od dawna "chodzi za mną" taki biały obrazek.
Znowu inspiracja malarstwem Tona Schultena.

piątek, 14 czerwca 2013

Dom na wrzosowisku

Kilkanaście lat temu dostałam kalendarz z obrazami Tona Schultena. Zachwyciłam się jego obrazami. Są takie patchworkowe. Uszyłam kilka patchworków inspirowanych tym malarstwem. Dziś skończyłam kolejny, "Dom na wrzosowisku". Ma 100 x 80 cm, jest uszyty na maszynie. 


A tak wygląda obrazek, który uszyłam ręcznie 14 lat temu. 60 x 60 cm.


I jeszcze jeden, sprzed pięciu lat, też szyty ręcznie. Ma 30 x 30 cm.