Problem z podjęciem decyzji polegał na tym, że Panna Młoda od 10 lat mieszka za morzem i ja nigdy nie byłam w jej domu, no bo pokój podlotka, który pamiętałam z dawnych czasów, przecież się nie liczy. Nie wiedziałam jakie kolory jej się spodobają. Chociaż właściwie powinnam się domyślić, bo przecież z jakiegoś powodu jej piękne, długie włosy są rude.
Pomogła mi mama. Pokazałam jej dwa obrazy, które kiedyś namalowałam i wybór padł na ten:
Oczywiście uszyłam go metodą confetti, która pochłonęła mnie ostatnio niemalże bez reszty. "Niemalże", bo na pokazanie Wam czeka coś uszytego trochę inaczej. Tym razem "stitch and slash".
A to jeszcze patchwork razem z jego pierwowzorem, obrazem, który namalowałam kilka miesięcy temu farbami olejnymi. Pokazywałam je razem niedawno na wystawie w Błoniu.
Ciągle jeszcze trwa dyskusja co prezentuje się lepiej: wersja z ławeczką czy bez. Ja wolę bez.
Oba piękne, cudowne.
OdpowiedzUsuńja też bez :)
OdpowiedzUsuńtradycyjnie - podziwiam