środa, 5 września 2018

Mapa Benalmadeny


Przyjechałam dzisiaj do Benalmadeny na wystawę patchworków organizowaną przez hiszpańską grupę Lucky Qilters International (klik). Będę jedną z ośmiu quilterek z całej Europy prezentujących swoje osiągnięcia.
Nie zdążyłam jeszcze naprawdę poznać Benalmadeny. Jesteśmy tu zaledwie kilka godzin.
Ale i tak czuję się jak u siebie w domu, bo przez wiele, wiele dni jeździłam palcem po mapie i igłą po kanapce.
Uszyłam mapę Benalmadena. W prezencie dla organizatorów.
Nie pokazywałam jej wcześniej, bo nie chciałam psuć niespodzianki. Teraz już mogę.
 






Mapa jest spora, 125 x 75 cm.
Dość dokładnie odzwierciedla wszystkie ulice, a właściwie krawężniki. Szyłam ją na podstawie prawdziwej mapy. Zgadzają się też duże skupiska zieleni. Trochę gorzej już jest z domami, to bardziej moja wizja artystyczna niż rzeczywista rzeczywistość. Żeby stuprocentowo prawdziwie, to domy powinny być chyba wielkości kropek na biedronce.
Wypikowałam góry na górze i morze na dole. A po bokach dalszy ciąg Costa del sol, czyli coś, co ma przypominać budynki.
Budynki, zieleń i inne małe elementy przyszywałam przezroczystymi nićmi, reszta jest wypikowana Isacordem.
Tkaniny są bawełniane. Ze sklepu „Kiltowo”. Pomagała mi je wybrać Ela Zeman, która była w tych okolicach. Elu, dzięki za konsultacje kolorystyczne. 

W piątek mapa zostanie oceniona przez publiczność. Mam tremę.
Na koniec jeszcze prawdziwy widok z naszego okna. Widać trochę morza, z tyłu są góry. Ładnie jest.
 


poniedziałek, 3 września 2018

Mgławica spiralna

To quilt inspirowany zdjęciami kosmosu.

Wikipedia tak pisze o "mgławicy spiralnej":

Mgławica spiralna jest w astronomii pojęciem historycznym, używanym krótko pod koniec XIX i na początku XX wieku. Nazywano tak galaktyki spiralne – ich obserwacje oraz badania ich widm ujawniały cechy umykające pojęciu mgławicy. Jednocześnie, nie znano wówczas terminu galaktyki gdyż sądzono, że cały wszechświat zawiera się wyłącznie w Drodze Mlecznej.
Pojęcie mgławicy spiralnej używano jeszcze w latach 40. poprzedniego stulecia. 

Mnie fascynują wszystkie takie zakręcone twory: ślimaki, fraktale, wiry, a nawet sprężynki w zegarku. I dlatego uszyłam sobie kolejną mgławicę. Trochę prawdziwą, a trochę nie.


Wielkość: 110 x 110 cm
Technika: konfetti
Pikowanie: z wolnej ręki,wzór "kamienie"
Tiul: czarny i biały
Tkaniny: bawełniane.
Ładniepasuje do "Mgławica Trójlistna Koniczyna" klik

Wietrzenie magazynów zamiast "Kosmosu spod igły"

Jeszcze nigdy nie napisałam takiego długiego postu. Ale też nigdy historia wystawy nie była taka długa.

Niedawno miałam wystawę patchworków w Kasztelu Szymbark pod Gorlicami.
Zawsze sama zabieram patchworki po wystawach ale tym razem było trochę za daleko. Umówiliśmy się z organizatorami wystawy, że spakują patchworki i odeślą je do mnie.
Tak też zrobili.

Gdy minął tydzień od ich wysłania, a ja ich ciągle nie mam, to zaczynam się niepokoić.
Paczki zostały wysłane Pocztą Polską. Była opcja śledzenia przesyłek. Mogę zobaczyć, że po dwóch dniach od wysyłki trafiły do Węzła Eksedycyjno-Rozdzielczego (WER) Poczty Polskiej na ul. Łączyny w Warszawie. I leżą tam sobie.

Dni mijają. Paczki dalej tkwią w WERze.
Powoli zaczyna się zbliżać termin mojej kolejnej wystawy w Falenicy. Wymyśliłam sobie, że zatytułuję ją "Kosmos spod igły". Miałam zamiar pokazać na niej niemalże wszystkie patchworki, które były na poprzedniej wystawie.

Pracownicy Kasztelu Szymbark i ja próbujemy się dodzwonić do kogokolwiek z Poczty Polskiej, żeby dowiedzieć się o losy paczek.
Na próżno.
Wszystkie telefony milczą.
Jadę do dwóch urzędów pocztowych. Przemiłe panie obdzwaniają swoje koleżanki, które mogłyby mi pomóc i.... I niestety nic.

Mój każdy dzień zaczynam od uruchomienia komputera i włączenia stron ze "śledzeniem" dwóch paczek. Codziennie otwieram bramę na naszą posesję, żeby kurier mógł łatwo wjechać. Gdy tylko przechodzę obok kompa, odświeżam stronę z informacją o paczkach z nadzieją, że może coś się zmieniło. Ciągle odczytuję te same wiadomości: paczki trafiły do WER 15 sierpnia o godzinie 23.

Nic się nie zmienia.
Ja tylko jestem coraz bardziej nerwowa.
Przecież zaraz mam jechać do Hiszpanii, gdzie zostałam zaproszona na wystawę quilterską w charakterze "gwiazdy" z Polski.

Ja nie bardzo lubię publicznie pisać o moich prywatnych sprawach. Blogi, Facebook, Instagram - to wszystko są działania "okołopatchworkowe".
Tym razem pękam.
Po tygodniu bezskutecznego szukania patchworków, naprawdę bardzo zdesperowana, piszę na Facebooku: POMOCY!

I ta pomoc znajduje się po paru godzinach. Koleżanka koleżanki pracuje w Poczcie Polskiej. Zna "wszystkich świętych". Przejmuje się moją niedolą. Daje telefon i adres mailowy ważnej osoby.
Opisuję tej osobie moją trudną sytuację. Reakcja jest natychmiastowa. Szukamy, damy pani znać, jak znajdziemy.

Jest piątek, 24 sierpnia.
Zaplanowana wystawa w niedzielę.
Czyli całe dwa dni.
I moja nadzieja: znajdą! Na pewno znajdą. Przecież szef WER jest za to odpowiedzialny osobiście, dyrektor nadzoruje. Moje sprawy są w dobrych rękach.

Na Facebooku znajduje się kilkadziesiąt innych osób, które reagują na moją prośbę.
Piszą:
- tu masz adres mailowy - złóż skargę
- zadzwoń tutaj...
- mój brat jest kierownikiem urzędu pocztowego - dzwoń do niego...
- rzecznik prasowy poczty - telefon, adres...
- urząd komunikacji elektronicznej...
- może federacja konsumentów
- jedź na WER, tu jest telefon... - mnie pomogli.
Jestem wzruszona tym odzewem. Mam tylu dobrych ludzi wokół siebie!!! Niesamowite.
Piszę, telefonuję, wysyłam skargi.
Wierzę, że się uda.

W piątek koło godziny 18 dostaję telefon od kierownika WER: ja kończę pracę, ale WER stoi na rzęsach i szukają pani paczek. Dadzą znać, jak znajdą.
Cisza...

W sobotę rano nie mogę się dodzwonić do WER.
Paczek nie ma. Wystawa jutro.
Trzeba uruchomić plan B.
Na początku mam ochotę postawić na sztaludze logo Poczty Polskiej, a obok najbrzydszy pogrzebowy wieniec, jaki uda mi się kupić.
Wystawa jest w kościele, ta scenografia byłaby na miejscu.
Mało dowcipny ten dowcip.

Na razie moją złość, a może nawet wściekłość, staram się przełożyć na działanie.
Wiszę na telefonie i ustalam, kto może mi pożyczyć patchworki na wystawę.
Mąż wsiada w samochód i jeździ po Warszawie.
Zbieramy co się da.
Trochę mam w domu. Ale raczej takie mniejsze, a miał być wspaniały kosmos: Mgławica Trójlistna Koniczyna, Szalejące Planety, Żółty wir, Czerwone szaleństwo... ech...

Ciągle jeszcze mam nadzieję, że paczki zaraz się znajdą.
"Śledzenie" paczek w komputerze włączone, brama otwarta.
I nic się nie zmienia.

Jest mi strasznie głupio przed Falenickim Towarzystwem Kulturalnym i przed potencjalnymi gośćmi mojej wystawy.
Z paniami z FTK już pewnie z pół roku temu ustaliłyśmy, jak będzie wyglądać moja wystawa.
Że będzie jednym z elementów ich świetnej akcji "Zszywanie Wawra" wymyślonej z okazji 100 lecia niepodległości Polski.
Ustaliłyśmy, że na wystawie pokażę moją "Mgławicę". FTK zrobiło pocztówki ze zdjęciem tej mgławicy i krótką informacją o mnie.
Pokazywało mgławicę na swojej stronie www. To był wiodący element całej wystawy.
A "wiodący element" leży ciągle w magazynach Poczty Polskiej.

Mijają kolejne niedzielne godziny...
Pakujemy wszystkie zebrane patchworki. Jedziemy do Falenicy.
Ja ciągle wierzę w cud.
Ale cudu nie ma.

Zamiast "Kosmosu spod igły" jest "wietrzenie magazynów".
I to dzięki moim przyjaciołom. Bardzo Wam dziękuję.

Zwykle przed moimi wystawami, a tych indywidualnych było już 9, wysyłam maile o wystawie do listy mailingowej szkoły patchworku, którą prowadzę. Jest na niej około 600 osób.
Oprócz tego informuję o wystawach moje koleżanki i kolegów. To następne kilkadziesiąt osób.
Na wernisaże przychodzi nawet 150 osób.
Teraz milczę jak zaklęta.
Po co mam zapraszać? Żeby zobaczyli to, co już widzieli na poprzednich wystawach?
Ja się po prostu wstydzę, że wszystko wyszło nie tak.

Wystawa w kościele Najświętszego Serca Jezusowego w Falenicy towarzyszy koncertowi. To cały cykl letnich koncertów. Koncerty i wystawy są zapowiadane już od czerwca.

Mam ogromną ochotę podczas wernisażu opowiedzieć o moich przejściach i o tym, że ta wystawa jest zamiast. 
Ale znowu wstydzę się, że zawiodłam.
Nic nie wspominam publicznie o perypetiach. Tylko organizatorzy, moje koleżanki i rodzina wiedzą o moich przejściach.

Wystawa podoba się. Różnorodność technik i pomysłów.
Cieszę się, że moje patchworkowe koleżanki dotarły do Falenicy, na samiutki koniec Warszawy.
To specjalnie dla nich przygotowałam niespodziankę.
Pokazuję trzy patchworki, które niedawno uszyłam.
Wśród nich mapę Benalmadena. To miejscowość, do której jadę za dwa dni na wystawę quilterską (klik).
To jest tajna część wystawy.
Dziewczyny są bardzo miłe i stwierdzają, że nigdy wcześniej nie widziały moich "odkopaczek".

A ja?
Ja myślę sobie ciągle: szkoda, że nie ma tego, co naprawdę miało być. Spójnego przekazu.
Kilkugodzinna, "okołokoncertowa" wystawa jest bardzo miła.
Opowiadam, jak szyłam. Mogłabym tak godzinami.
Mam nadzieję, że kiedyś pokażę tej publiczności to, co miało być pokazane.

Wracamy do domu. W niedzielę wieczorem, to na pewno nic się nie zmieni. Ale i tak oczywiście zaglądam do "śledzenia" paczek.
Nic nowego. Paczki są w WER.
Może w poniedziałek ?
Jest mi bardzo, bardzo smutno.
Mąż dzielnie znosi moje rozhuśtane nerwy.

Jak te paczki się nie znajdą, to nie mamy po co  jechać do Hiszpanii.
Bilety kupione w grudniu zeszłego roku.
Uszyłam specjalne patchworki na tę wystawę (oczywiście są na poczcie!).
Jestem jedną z 8 uczestniczek z całej Europy (klik). Znowu cała komunikacja marketingowa jest wokół Mgławicy, a ona jest w WER.
Nie ma po co jechać.
Tym razem nie wezmę ze sobą wietrzenia magazynów.
Spaliłabym się ze wstydu.
Tyle marzeń, przygotowań, godziny rozmów z organizatorami. I to niepotrzebnie?

To jeszcze nie wszystko.
Wystawie towarzyszy szycie powłoczek na poduszki w kształcie serca, które są pomocne w rehabilitacji kobiet po mastektomii (klik). To akcja stowarzyszenia Kolner Herzkissen (klik). Powłoczki mam zawieźć do Hiszpanii i tam przekazać niemieckiemu stowarzyszeniu. A wcześniej mają być pokazane na wystawie.
W akcję szycia powłoczek wciągnęłam koleżanki z całej Polski.
Uszyłyśmy prawie 50 powłoczek.
Wygląda na to, że zawiodę dziewczyny, nie zawiozę powłoczek...

Ciężko mi z tym wszystkim.
Mam kolejną bezsenną noc.
Na szczęście rzuciłam się na szycie kolejnego quiltu "Mgławicy spiralnej".
Muszę czymś zająć głowę i ręce, żeby nie myśleć o węzłach, ekspedycjach i rozdziałach paczek.

Jest jeszcze jedna wystawa, która czeka na moje patchworki uwięzione w magazynach PP.
To Biennale Tkaniny Artystycznej TKAN ART w Skierniewicach (klik).
Dwa lata temu na poprzednim biennale zdobyłam nagrodę publiczności. Spodobał się mój "Tajemniczy ogród".
Tym razem chciałam pokazać dwa z uwięzionych patchworków. Mam je dowieźć niebawem. Przed 5 września. Ale ja ich nie mam!

Mówię sobie tak: Aniu, spokojnie...
Ale jakiś diabeł w środku szepce: czy Ty w ogóle odzyskasz te obrazy? Przecież gdyby były, to już by je znaleziono!

Teraz priorytetem jest wystawa w Hiszpanii. Nie jechać? Zawieść organizatorów? Ja tak nie lubię.
Powstaje kolejny plan B. Teraz hiszpański.
Tym razem muszę sięgnąć do zasobów moich klientów.
Potrzebuję 10 patchworków.
Mam 2, jeden kończę szyć.
Znowu telefony, ustalenia.
Pomożecie? Pomożemy! Jak u Gierka.

Wszystko fajnie, tylko ja miałam na ten czas zupełnie inne plany.
To jest tydzień dla mojej wnuczki.
Zaplanowałyśmy go pół roku wcześniej.
Na szczęście wnuczka  jest mała i nie pamięta, jakie atrakcje jej obiecałam.
Zamiast zajmować się solidnie dzieckiem, jestem głową przy moim niepowodzeniu.

Został jeszcze jeden wątek - zdrowotny. Pominę go. Nudny jest chociaż długi.

Przychodzą listy z odpowiedziami na moje skargi. A paczek nie ma.

W końcu we wtorek późnym popołudniem dostaję dwa telefony z Poczty Polskiej.
Oba z przeprosinami i informacją: są!!! Na poczcie w Błoniu.
Natychmiast wsiadam w samochód i pędzę na tę pocztę, żeby przypadkiem i przez pomyłkę nie wyjechały stamtąd.
Są naprawdę.
Nawet nie bardzo mi przeszkadza, że przez poszarpaną folię wygląda moja ukochana mgławica.

I tak skończyła się się historia z paczkami.
Niestety przyćmiła mi radość z wystawy.
Gdyby nie ona, post wyglądałby tak:

W poprzednią niedzielę miałam bardzo sympatyczną wystawę patchworków "Kosmos spod igły", towarzyszącą koncertowi muzyki chrześcijańskiej w wykonania  Jakuba Michała Hutka – śpiew i Małgorzaty Lemańskiej – fortepian. 
Pokazałam trochę starych patchworków, ale też nowe, które uszyłam specjalnie na tę wystawę.
Falenickie Towarzystwo Kulturalne zaprosiło mnie do pokazania moich patchworków w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa.

Widziałam kilka takich wystaw patchworkowych w Alzacji (klik) podczas festiwalu quilterskiego cztery lata temu. Bardzo mi się podobało wykorzystanie wnętrz kościołów na pokazywanie quiltów.
W Polsce jeszcze nigdy nie spotkałam się z taką wystawą.

Jestem pod wrażeniem, jak ta falenicka wystawa została znakomicie zorganizowana.
Oświetlenie, koncert. Niezwykłe wrażenia. Bardzo dziękuję paniom z FTK.









 
Dodatkową atrakcją wystawy były prace uszyte przez mieszkańców Falenicy w ramach akcji "Zszywanie Wawra". Jestem bardzo ciekawa, jak będzie wyglądać cała uszyta mapa Wawra. Ja też coś uszyję. Zajrzyjcie tutaj (klik), bo to bardzo ciekawa inicjatywa.  


Namawiam Was na organizowanie takich wystaw w kościołach. Warto :).
Dziękuję panu Zbigniewowi Wizimirskiemu za możliwość pokazania zdjęć jego autorstwa. Całą galerię zdjęć z koncertu i wystawy możecie zobaczyć tutaj klik
Bardzo dziękuję moim gościom, że przyjechali na koniec Warszawy. 

Do zobaczenia na następnej wystawie. 

To byłby bardzo ładny koniec tej historii.
Ale będzie inny - reklamacja. Bardzo mi się nie chce jej pisać, ale te przejścia zajęły mi mnóstwo czasu i kosztowały za dużo nerwów.
Mam nadzieję, że już nigdy nie będę tu opisywać takich horrorów.