Śniegu w tym roku ani na lekarstwo, ale wokół już trwają świąteczne przygotowania. Ja też uległam temu nurtowi i uszyłam mały patchwork - śnieżynkę. Ma 32 x 32 cm i jest właściwie wprawką przed niedzielnymi zajęciami w Szkole Patchworku. Szkolenie poprowadzi Kasia Małyszko. Będzie opowiadała o swoich makałatkach, a także nauczy nas aplikacji odwróconej "mola".
Klasyczne "mola" szyje się ręcznie, ale ja postanowiłam zaeksperymentować i uszyłam śnieżynkę metodą aplikacji odwróconej na maszynie.
Żałuję, że nie umiem fotograficznie oddać uroków tego maleństwa. Granatowy materiał - tło, ma wplecione od czasu do czasu srebrne niteczki, których na zdjęciu kompletnie nie widać. Podobnie jest z tkaniną, z której jest śnieżynka. To materiał ubraniowy, przypominający w splocie len, ale ze srebrnym połyskiem.
Raczej nie pokazuję lewej strony prac, ale tu zrobię wyjątek. Na połyskliwej kremowej satynie widać granatową śnieżynkę. Gdybym przewidziała, że patchwork tak fajnie będzie wyglądał na lewej stronie, to przyłożyłabym się jeszcze bardziej do jego wykonania i obrazeczek byłby dwustronny.
Całe szycie zajęło mi trzy godziny. Tak krótko, bo oczywiście skorzystałam z szycia przez papier :).
piątek, 5 grudnia 2014
niedziela, 9 listopada 2014
Próbka jak malowanie czyli o mojej fascynacji patchworkami Kit Vincent
Czasem wałęsam się po internecie.
Czasem trafiam na patchworki, które nie dają mi potem spać.
Tak było i tym razem, gdy trafiłam na stronę Kit Vincent. Spodobało mi się bardzo to, co szyje, a zwłaszcza jej nowe prace. Parę dni zastanawiałam się jak wprowadzić w życie nowy pomysł na patchwork. Zaczęłam szyć małą próbkę - 30 x 30 cm. Na początku kawałki materiału zaczęłam przyszywać równolegle do siebie.
Potem trafiłam na Kit Vincent na Pintereście i oczywiście najpierw obejrzałam jej tablicę "koła", bo to mój ulubiony motyw. Tam znalazłam obrazek autorstwa Lulu Sanchez. i moja próbka zmieniła się - zaczęłam układać szmatki po łukach.
Tak wygląda gotowa próbka. Strzępy są zamierzonym efektem, mają powodować rozproszenie kolorów. Jestem z niej bardzo zadowolona i na pewno będę szyć w ten sposób jakiś większy patchwork.
A to grafika Lulu Sanchez, która zmieniła wygląd mojej pracy, bo od momentu, gdy ją zobaczyłam, zaczęłam próbkę szyć "na okrągło".
Czasem trafiam na patchworki, które nie dają mi potem spać.
Tak było i tym razem, gdy trafiłam na stronę Kit Vincent. Spodobało mi się bardzo to, co szyje, a zwłaszcza jej nowe prace. Parę dni zastanawiałam się jak wprowadzić w życie nowy pomysł na patchwork. Zaczęłam szyć małą próbkę - 30 x 30 cm. Na początku kawałki materiału zaczęłam przyszywać równolegle do siebie.
Potem trafiłam na Kit Vincent na Pintereście i oczywiście najpierw obejrzałam jej tablicę "koła", bo to mój ulubiony motyw. Tam znalazłam obrazek autorstwa Lulu Sanchez. i moja próbka zmieniła się - zaczęłam układać szmatki po łukach.
Tak wygląda gotowa próbka. Strzępy są zamierzonym efektem, mają powodować rozproszenie kolorów. Jestem z niej bardzo zadowolona i na pewno będę szyć w ten sposób jakiś większy patchwork.
Tak próbka prezentuje się z bliska.
To jest patchwork Kit Vincent. Podoba mi się najbardziej z tych, które można obejrzeć na jej stronie.
A to grafika Lulu Sanchez, która zmieniła wygląd mojej pracy, bo od momentu, gdy ją zobaczyłam, zaczęłam próbkę szyć "na okrągło".
poniedziałek, 27 października 2014
Around The World Blog Hop
Patchworkami zajmuję się od 30 lat. Przez wiele lat to było moje hobby i nie miałam na nie tyle czasu ile chciałabym. Z wykształcenia jestem inżynierem ale przez wiele lat byłam szefem agencji marketingowej działającej w branży badania rynku. Dwa lata temu przeszłam na emeryturę i niedługo potem stworzyłam pierwszą w Polsce Szkołę Patchworku. Mam syna i dwójkę fantastycznych wnucząt. Półtora roku temu wyprowadziłam się z Warszawy do domu pod Puszczą Kampinoską. Wokół mnie przyroda aż kipi, pod ogrodzenie przychodzą sarny i zające a parę dni temu zawitał łoś.
1. Nad czym teraz pracuję?
Trzy dni temu skończyłam kołderkę dla małej Zuzi, którą uszyłam według projektu zakupionego w Amy Bradley Designs. Pierwszy raz w życiu szyłam coś według czyjegoś wzoru, ale tak urzekła mnie pogoda i radość tego projektu, że nie mogłam się oprzeć pokusie uszycia go.
Kołderka przerwała moją dużą pracę z heksagonów. Powrócę do niej niebawem.
Podczas wakacyjnych podróży obszyłam ręcznie ponad 1200 sześciokątów foremnych z papieru.
Rozpoczęłam zszywanie ich na maszynie. Jeszcze nie jestem pewna co powstanie z tej "zszywanki". Może to będą pokrowce na kanapę i fotele, a może wielki patchwork na ścianę w moim salonie.
2. Czym moje prace różnią się od prac innych quilterek?
Najbardziej lubię zajmować się art quiltem.Stworzyłam swoją technikę, którą nazywam łaciakami. Nie znam nikogo innego, kto szyłby w ten sposób. Moje prace składają się z kilku tysięcy kawałków materiału.
Wystawiałam je w zeszłym roku w Berlinie i bardzo spodobały się quilterkom z różnych krajów.
Drugi nurt moich prac to szycie map i kopii obrazów.
Bardzo lubię swoją Warszawę i Wilanów.
Mnóstwo radości daje mi szycie patchworków inspirowanych przyrodą.
3. Dlaczego tworzę to, co tworzę?
Zawsze lubiłam przyrodę. Uwielbiam łąki. Mogę po nich chodzić godzinami i zawsze fascynuje mnie bogactwo kolorów i szczegółów. Łąki są piękne o każdej porze roku, nawet jesienią, gdy sterczą na nich właściwie same badyle, potrafią być piękne.
Od kilku lat uczę się malować. W moich obrazach, podobnie jak w patchworkach, przyroda gra pierwsze skrzypce.
Najbardziej odpowiednia techniką do wyrażania moich przyrodniczych zainteresowań jest oczywiście art quilt. Ta technika daje mi ogromne poczucie wolności, zachęca mnie do kreatywności, szukania nowych dróg, i to mnie najbardziej pociąga w szyciu patchworków.
4. Jak przebiega mój proces twórczy?
Najważniejsza w tym procesie jest inspiracja, a ta często przychodzi nie wiadomo skąd. Chyba najczęściej jednak to są obrazy. Różne. Fotografie gromadzone przeze mnie od wielu lat. Wyszukane w internecie albo zrobione podczas podróży, a także obrazy znanych malarzy.
To w internecie znalazłam fotografię obrazu Rafała Borcza, nie wiedząc jeszcze wtedy, że to krakowski malarz. Zauroczona klimatem jeziora zimą, uszyłam swoją kopię obrazu.
Obrazki, które uszyłam na tej kołderce są wierną kopią tych, które zostały namalowane przez 4 letnią dziewczynkę.
Czasem bywa też tak, jak w przypadku "Luny". Przyjaciółka poprosiła mnie: "uszyj mi obraz na ścianę w kolorach brązowym, beżowym, granatowym i niebieskim". Długo łamałam sobie głowę, jak to zrobić i co uszyć. Myślałam kilka miesięcy, aż przyszedł mi do głowy pomysł, który potem trochę zmodyfikowałam i uszyłam całą serię "łaciaków".
Zdarza się też takie prośby: "Aniu, uszyj mi coś do kuchni moich przyjaciół, którzy uwielbiają Włochy.... i żeby to było w tonacji szarej". No to jest.
Rzadko korzystam z tradycyjnych wzorów, a jeżeli już, to i tak to zrobię po swojemu, jak było w przypadku narzuty uszytej z 1140 kwadracików. Uszyłam ją i wypikowałam ręcznie.
Bardzo dziękuję Wiesi za zaproszenie do zabawy.
Ja zapraszam Was w przyszły poniedziałek do Marzeny Krzewickiej, która razem ze mną prowadzi Szkołę Patchworku. Marzena szyje bardzo ciekawe patchworki, a ja nauczyłam się od niej przeróżnych patchworkowych technik. Zajrzyjcie też na blog Kasi Małyszko. Marzena mówi o niej "Nikifor polskiego patchworku". Kasia szyje fantastyczne makałatki - piękne obrazki zaprawione szczyptą poczucia humoru.
Tak się złożyło, że ten post jest moim 100! Prowadzę blog od maja 2011 roku. Od tamtej pory był odwiedzany 103 tysiące razy.
Dziękuję bardzo wszystkim, którzy tu zaglądają, zostawiają swoje komentarze. To niezwykła motywacja dla mnie. Zapraszam Was znowu.
piątek, 24 października 2014
Kołderka dla Zuzi według projektu "Amy Bradley Designs"
Niedawno na świecie pojawiła się Zuzia. Postanowiłam uszyć kołderkę dla niej. Przeszukiwałam intensywnie zasoby internetowe, bo "słodkie" kołderki nie są moją najmocniejszą stroną. Trafiłam na projekt "Amy Bradley Designs" i zachwycił mnie tak, że już żadne inne pomysły nie mogły z nim konkurować. I stało się - pierwszy raz w życiu kupiłam projekt i uszyłam według niego patchwork.
Maleńka Zuzia chyba teraz rozpoznaje tylko kolorowe plamy, ale mam nadzieję, że gdy trochę podrośnie, to podzieli mój zachwyt nad radosnymi zwierzakami. Oczywiście troch zmodyfikowałam projekt, jest nieco mniej zwierzątek ale za to przyszyłam imię Zuzi - to prezent na jej chrzciny.
Zrobiłam aplikacje z podwijanymi brzegami i nie używałam flizeliny dwustronnie przylepnej, bo chciałam żeby kołderka wytrzymywała częste prania ale była też mięciutka i miła do przytulania.
Jak przy każdej pracy, przy tej też, spotkały mnie przygody z cyklu "już nigdy w życiu....".
Już nigdy w życiu nie kupię do szycia patchworków tkaniny o splocie satynowym, zwłaszcza jak będę przyszywać aplikacje wzorem podobnym do grabi. Delikatny splot tkaniny w połączeniu z bardzo gęstym ściegiem, dały mi się we znaki zwłaszcza, gdy potrzebowałam coś spruć.
Już nigdy nie wrzucę do pralki nowych materiałów do dekatyzacji, bez ich wcześniejszego dokładnego obejrzenia. Okazało się, że na kilku jasnych tkaninach, które kupiłam w warszawskiej "Elce" były przyklejone malutkie kolorowe karteczki chyba z cenami, które sprały się częściowo ale zdążyły zafarbować materiały na tyle delikatnie, że nie zauważyłam tego przy sztucznym świetle ale za to plamy były były widoczne przy świetle dziennym na spodzie kołderki, gdy rano przyszywałam do niej lamówki.
Trzecie "już nigdy" to jest refren, który powtarzam sobie i swoim uczennicom, ale jak widać jestem odporna na taką wiedzę dlatego napiszę to literami drukowanymi - JUŻ NIGDY NIE WEZMĘ DO POWAŻNEGO PROJEKTU ŻADNYCH TKANIN BEZ DOKŁADNEGO OBEJRZENIA ICH W SŁOŃCU!
Po tej pokaźnej porcji kajania się muszę Wam powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona z tego patchworku. Najbardziej lubię owcę ale po piętach drepcze jej osioł.
Na zakup i transport projektu wydałam trochę ponad 40 $. Przesyłka przyszła w kilka dni i byłam zaskoczona, jak dokładnie jest w nim wszystko opisane. To bardzo ułatwiało pracę.
A tak wygląda moje - Zuzi ZOO.
Maleńka Zuzia chyba teraz rozpoznaje tylko kolorowe plamy, ale mam nadzieję, że gdy trochę podrośnie, to podzieli mój zachwyt nad radosnymi zwierzakami. Oczywiście troch zmodyfikowałam projekt, jest nieco mniej zwierzątek ale za to przyszyłam imię Zuzi - to prezent na jej chrzciny.
Zrobiłam aplikacje z podwijanymi brzegami i nie używałam flizeliny dwustronnie przylepnej, bo chciałam żeby kołderka wytrzymywała częste prania ale była też mięciutka i miła do przytulania.
Jak przy każdej pracy, przy tej też, spotkały mnie przygody z cyklu "już nigdy w życiu....".
Już nigdy w życiu nie kupię do szycia patchworków tkaniny o splocie satynowym, zwłaszcza jak będę przyszywać aplikacje wzorem podobnym do grabi. Delikatny splot tkaniny w połączeniu z bardzo gęstym ściegiem, dały mi się we znaki zwłaszcza, gdy potrzebowałam coś spruć.
Już nigdy nie wrzucę do pralki nowych materiałów do dekatyzacji, bez ich wcześniejszego dokładnego obejrzenia. Okazało się, że na kilku jasnych tkaninach, które kupiłam w warszawskiej "Elce" były przyklejone malutkie kolorowe karteczki chyba z cenami, które sprały się częściowo ale zdążyły zafarbować materiały na tyle delikatnie, że nie zauważyłam tego przy sztucznym świetle ale za to plamy były były widoczne przy świetle dziennym na spodzie kołderki, gdy rano przyszywałam do niej lamówki.
Trzecie "już nigdy" to jest refren, który powtarzam sobie i swoim uczennicom, ale jak widać jestem odporna na taką wiedzę dlatego napiszę to literami drukowanymi - JUŻ NIGDY NIE WEZMĘ DO POWAŻNEGO PROJEKTU ŻADNYCH TKANIN BEZ DOKŁADNEGO OBEJRZENIA ICH W SŁOŃCU!
Po tej pokaźnej porcji kajania się muszę Wam powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona z tego patchworku. Najbardziej lubię owcę ale po piętach drepcze jej osioł.
Na zakup i transport projektu wydałam trochę ponad 40 $. Przesyłka przyszła w kilka dni i byłam zaskoczona, jak dokładnie jest w nim wszystko opisane. To bardzo ułatwiało pracę.
A tak wygląda moje - Zuzi ZOO.
poniedziałek, 6 października 2014
Zaproszenie do międzynarodowego projektu "Skąd pochodzisz? Historia w blokach. Bloki i ich historia."
Zostałam zaproszona do nowego międzynarodowego
projektu patchworkowego. Quilt around the World to akcja, która ma na celu
odkrywanie i zbieranie unikalnych projektów patchowrkowych i quiltowych pod
hasłem: „Where do you come from? Stories as blocks. Blocks and their (hi)story” (Skąd pochodzisz? Historia
w blokach. Bloki i ich historia.) Jak piszą twórcy Quilt around the Word „poszukiwane
są lokalne, regionalne lub narodowe motywy, wzory, ozdoby folklorystyczne, ozdoby
architektoniczne, kulturowe, duchowe i przyrodnicze. Pradawne i współczesne
symbole inspirowane regionem, z którego pochodzicie, do którego lubicie
podróżować lub w którym obecnie mieszkacie, na nowo przetworzone i
zinterpretowane w postaci patchworkowych bloków.” Wszystkie wzory będą opublikowane
wraz z towarzyszącymi im historiami o inspiracji i instrukcjami wykonania w
książce roboczo zatytułowanej „Patterns around the Word”. Zyski ze sprzedaży
książki zasilą konto UNICEF. Ponadto wszystkie wykonane bloki złożą się na
jeden wielki quilt, który będzie podróżował po całym świecie. Uczestnicy akcji
mogą wygrać również ciekawe nagrody.
Udział w projekcie jest bezpłatny. Nie trzeba być
członkiem Quilt around the Word, by wziąć udział w tej akcji. Ostateczny termin
wysyłania prac mija 28 lutego 2015 roku.
Wszystkie szczegóły dotyczącego projektu
znajdziecie pod adresem:
http://www.quilt-around-the-world.com/en/content/where-do-you-come.
Pisałam już o tym na blogu Szkoły Patchworku, na adres której przysłano to zaproszenie, ale piszę o tym jeszcze raz na swoim blogu, bo chciałabym, żeby ta informacja dotarła do jak najszerszego grona quilterek. Przekażcie ją proszę swoim koleżankom i startujmy razem :).
czwartek, 18 września 2014
Tym razem geometrycznie
Na pierwszym roku studiów miałam dwa ulubione przedmioty: pierwszy to geodezja i kartografia, a drugi geometria wykreślna. Miłość do map towarzyszy mi ciągle. Stąd wzięły się moja Warszawa i Wilanów. Przypuszczam, że sentyment do geometrii pociągnął mnie w ogóle w stronę patchworków.
Po serii patchworków z ogródkami, trzcinami i łąkami, przyszedł chyba czas na drugi biegun mojej natury, ten geometryczny.
Kilka dni temu trafiłam na świetną stronę Lorrie Cranor. Zajrzyjcie tam, zobaczycie jak można bawić się kolorem i kształtem.
Oczywiście, jak to u mnie bywa.... fruuuuuuuu do maszyny, żeby uszyć próbkę.
Powstało takie "maleństwo", czyli 80 x 70 cm. Już wiem, co zrobiłam źle, wiem co poprawię i wiem na pewno, że będzie dalszy ciąg.
Potem, gdy pokazałam tę pracę na Facebooku Danka Kruszewska podpowiedziała: "Lorrie Cranor opracowała swoja technikę w oparciu o zdjęcia quiltów Kenta Williamsa i wariantu techniki quilt-as-you-go Ann Brauer." Dzięki Danka.
czwartek, 14 sierpnia 2014
Wiejski ogródek
Gdy byłam mała nie lubiłam jeździć na wieś. Mama wywoziła mnie na wakacje do swojej przyjaciółki w podwarszawskich Brzezinach, a ja wykazywałam się wielką pomysłowością, żeby wrócić do domu. Na wsi nie podobał mi się zapach, jedzenie, na myśl o świeżym mleku prosto od krowy do dzisiaj mam dreszcze. Ale zawsze, zawsze od kiedy pamiętam, bardzo lubiłam wiejskie ogródki. Malwy, dalie, kosmosy - na Mazowszu zwane warszawiankami, mieczyki, floksy, nagietki i jeszcze wiele innych kwiatów. Najpiękniej te ogrody wyglądają właśnie w sierpniu.
Gusty zmieniają się i teraz już ponad rok mieszkam na wsi. Często jeżdżę na wycieczki rowerowe i mimo, że mieszkam na obrzeżu puszczy, to chętniej niż do lasu, jadę na wiejskie drogi i zaglądam do przydomowych ogródków. Znajduję tam wszystkie kwiaty, które tak lubiłam oglądać w dzieciństwie.
Dziś pokazuję Wam taki właśnie wiejski ogródek. To mały (75 x 45 cm) przerywnik między większymi projektami.
Gusty zmieniają się i teraz już ponad rok mieszkam na wsi. Często jeżdżę na wycieczki rowerowe i mimo, że mieszkam na obrzeżu puszczy, to chętniej niż do lasu, jadę na wiejskie drogi i zaglądam do przydomowych ogródków. Znajduję tam wszystkie kwiaty, które tak lubiłam oglądać w dzieciństwie.
Dziś pokazuję Wam taki właśnie wiejski ogródek. To mały (75 x 45 cm) przerywnik między większymi projektami.
sobota, 9 sierpnia 2014
Jeden dom, dwie narzuty i trzy jeziora
Moja siostra ma letni dom leżący nad trzema jeziorami, Świętajnem, Brajnickim i Warchałami. Do każdego z nich jest tuż, tuż. Pokój gościnny w tym domu jest dość ciemny, z drewnianymi ścianami i małym oknem. Siostrze zależało, żeby go rozjaśnić i poprosiła mnie o uszycie jasnych narzut na dwa łóżka. A mnie aż się gęba uśmiechnęła do takiej propozycji, bo wreszcie mogłam wprowadzić w życie marzenie, które mam od dawna, czyli uszyć białym na białym. Trochę zmodyfikowałam to marzenie i uszyłam beżowym na kremowym ale zbliżyłam się do niego bardzo.
Wokół domu, nad brzegami trzech jezior rośnie mnóstwo trzcin i to one posłużyły mi za główny motyw. Występują w roli głównej, zarówno w postaci aplikacji na pierwszym planie, jak i haftów na planie drugim. Trzeci plan stanowi jezioro. Starałam się tak wypikować narzuty, żeby przypominało to taflę jeziora pomarszczoną delikatnym wiatrem, tym samym, który pochylił trzciny.
Szyłam to wszystko na zwykłej maszynie do szycia, nie używałam hafciarki, bo jej nie mam. To było takie tradycyjne szycie, nawet bez flizeliny dwustronnie przylepnej. Czasem tylko pomogłam sobie rysując coś znikającym flamastrem. I oczywiście wykorzystywałam stopkę do cerowania i opuszczałam ząbki w maszynie do szycia.
Narzuty są bawełniane. Mają rozmiary 220 x 120 cm. Obie mają z tyłu przyszyte tunele do powieszenia, bo plan jest taki, żeby zimą wracały na ściany domu w Warszawie.
Tak wygląda pierwsza narzuta
a tak druga
A to zbliżenie
Wokół domu, nad brzegami trzech jezior rośnie mnóstwo trzcin i to one posłużyły mi za główny motyw. Występują w roli głównej, zarówno w postaci aplikacji na pierwszym planie, jak i haftów na planie drugim. Trzeci plan stanowi jezioro. Starałam się tak wypikować narzuty, żeby przypominało to taflę jeziora pomarszczoną delikatnym wiatrem, tym samym, który pochylił trzciny.
Szyłam to wszystko na zwykłej maszynie do szycia, nie używałam hafciarki, bo jej nie mam. To było takie tradycyjne szycie, nawet bez flizeliny dwustronnie przylepnej. Czasem tylko pomogłam sobie rysując coś znikającym flamastrem. I oczywiście wykorzystywałam stopkę do cerowania i opuszczałam ząbki w maszynie do szycia.
Narzuty są bawełniane. Mają rozmiary 220 x 120 cm. Obie mają z tyłu przyszyte tunele do powieszenia, bo plan jest taki, żeby zimą wracały na ściany domu w Warszawie.
Tak wygląda pierwsza narzuta
a tak druga
A to zbliżenie
i jeszcze jedno
czwartek, 7 sierpnia 2014
Wespół w zespół....
To była prawdziwa współpraca międzypokoleniowa. Dotyczyła trochę
innej dziedziny, niż ta opisywana w piosence Starszych Panów, ale dla mnie
okazała się nie mniej fascynująca.
Zaczęło się od Kasi ( 30 +), której spodobała się poduszka,uszyta kiedyś przeze mnie (60+) w oparciu o rysunek Warszawy mojego wnuka Stefka (8+).
Tu jest ta poduszka.
W rodzinie Kasi kilka miesięcy temu urodziła się Ania (0+). Kasia
wpadła na pomysł, żeby malutkiej Ani sprezentować kołderkę wzorowaną na
fantastycznych rysunkach jej córki Hani (4+). Ten pomysł trafił do mnie, czyli
kolejnej Ani. Dostałam rysunki i ich skany. Starałam się wiernie
odtworzyć rysunki Hani. Czasem wprowadziłam trochę koloru, ale delikatnego, żeby
nie zdominował pomysłów małej artystki. Zachowałam nawet oryginalne
sygnatury - to te literki HH. Jestem
bardzo ciekawa, czy moja interpretacja obrazków spodoba się ich autorce.
Zastanawiałam się, który z obrazków najbardziej przypadł mi do gustu. Chyba olbrzym i malutki krasnoludek. Ale pterodaktyl, anioł i rodzina też są świetne.
Zastanawiałam się, który z obrazków najbardziej przypadł mi do gustu. Chyba olbrzym i malutki krasnoludek. Ale pterodaktyl, anioł i rodzina też są świetne.
Namawiam Was do archiwizowania rysunków dzieci. One są
fantastyczne, mają w sobie tyle fajnych emocji.
Kołderka ma wymiary 100 x 90 cm i uszyłam ją z materiałów bawełnianych. Obszyłam ramką
składającą się ze zdrobnień imienia Ania, którą pracowicie wyhaftowałam
korzystając ze zdolności mojej Janome Memory Craft 6600. Pikowałam głównie ręczne.
kleszcz
A tak wygląda ramka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)