Pokazywanie postów oznaczonych etykietą quilting. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą quilting. Pokaż wszystkie posty

środa, 28 kwietnia 2021

Druga spódnica - czarne na czarnym.

Niedawno uszyłam podobną spódnicę dla synowej. Spodobała się bardzo moim koleżankom, a jedna z poprosiła o uszycie takiej spódnicy dla niej.

Szyłam ją tak samo jak tę pierwszą. Z czarnej tkaniny bawełnianej. Z ćwiartki koła. Na spodzie jest czarna podszewka, a w środku cieniutka bawełniana ocieplina.
Bardzo dużo pikowania! Ono zdecydowało o uroku spódnicy. Grube nici Ariadny Talia nr 30 przysparzały dużo kłopotów, ale efekt jest wart trudu. Na pewno warto wziąć do pikowania grubą igłę - ja szyłam igłą nr 120.




Spódnica jest dość sztywna ale przy długości 44 cm nie stanowi to problemu. Gdyby była dłuższa, trzeba byłoby pomyśleć o innym fasonie.

Często pytacie mnie o to ile czasu szyję swoje quilty. I ja zwykle odpowiadam orientacyjnie, bo mimo, że pracuję dużo, to przecież nie siedzę przy maszynie non stop. Ciężko mi było precyzyjnie określić czas szycia.
Tym razem postanowiłam to sprawdzić dokładnie. W ruch poszły kartka do notowania i stoper.
Wyniki są takie:
- przygotowania (prasowanie, "kanapka", forma, krojenie) - 1,5 godziny
- pikowanie - 8 godzin
- wykończenie (zszycie, wszycie suwaka i paska a także podwinięcie spódnicy skośną pliską) - 3,5 godziny.
Razem szycie tej spódnicy zajęło mi 13 godzin pracy. Bez żadnych przerw. Gdy odchodziłam od maszyny, to wyłączałam stoper. 

Prawdę powiedziawszy to jestem zaskoczona, że tak dużo, bo to przecież mała spódnica. Jej powierzchnia pikowania to niecałe pół metra kwadratowego.
Tymi rachunkami zaspokoiłam swoja ciekawość. Powtórzę je jeszcze przy jakimś innym patchworku, szytym inną techniką.
Ciekawa jestem, czy Wy kiedyś liczyłyście czas szycia patchworków?



czwartek, 15 października 2020

Trzciny falują na wietrze. I na narzucie.

Basia zamówiła tę narzutę bardzo dawno. Ja podchodziłam do niej jak "pies do jeża". Przeczuwałam, że nie będzie łatwo.
Zadanie: stylizowane jezioro z trzcinami falującymi na wietrze.
Kolorystyka: prawie białe na prawie białym.
Wielkość: 220 x 230 cm. Lotniskowiec - prawda?Przedwczoraj trafiła do właścicielki. Ja zrobiłam króciutki filmik, żeby lepiej ją zaprezentować.

Jak ją szyłam?
Zebrałam tkaniny w kolorze kremowym. Spód jest biały, ale na górze właściwie nie ma czystego białego koloru.
Wycięłam prostokąty z tych tkanin i pozszywałam je dość dowolnie.
Na tak przygotowanym topie narysowałam poziome linie fal na jeziorze i pionowe, lekko nachylone  linie wyimaginowanych trzcin.
Robota pojechała do Grażyny Martin, a ona na long armie wypikowała całą narzutę po narysowanych przez mnie liniach.


 

Dalej to już była moja rola. Prawie białymi nićmi wypikowałam sporo trzcin. Takich aktorek drugiego planu. Dopiero potem zajęłam się robieniem aplikacji. Na początku przyszywałam listki trzcin zwykłym ściegiem blisko brzegu. Nie używałam flizeliny dwustronnie klejącej, bo zależało mi, żeby narzuta była mięciutka. Tak umocowany do podłoża listek przyszywałam jeszcze raz, teraz gęstym (0,5) i dość szerokim (3,5) zygzakiem. Wszystko nićmi Isacord w różnych odcieniach jasnego beżu. Listek po listku.... Powoli. 


 Szybko się nie dało chociażby dlatego, ze przepychanie tego kolosa w zwykłej domowej maszynie i ciągła zmiana kierunków szycia zygzaka, było naprawdę ciężką fizyczną robotą. Dawkowałam ją sobie, przeplatając to szycie innymi projektami.

Często pytacie mnie, ile czasu zajmuje mi szycie takich prac. Ja mówię: miesiąc. Odpowiedzi są różne: "tylko miesiąc?", "aż miesiąc?", "ale tak codziennie szyjesz? 8 godzin? Jak w pracy?".
Oczywiście nie mierzę tego czasu dokładnie. Pracuję chyba więcej niż 8 godzin dziennie. Czasem na pewno więcej.
Tym razem postanowiłam zmierzyć pewien etap pracy. Wycięłam paski na lamówkę, zszyłam je z części i uprasowałam. Przyszywam lamówkę na maszynie do szycia. Z 4 części. Tak lubię. Tak przyzwyczaiłam się przy szyciu obrazków. Tak też obszywam narzuty. Lewa strona oczywiście jest przyszywana ręcznie. Ma być porządnie.
Przed przyszywaniem na maszynie pierwszej krawędzi lamówki włączyłam stoper. Wyłączyłam go, po zakończeniu ręcznego przyszywania spodu lamówki. 5 godzin i 20 minut. Sama lamówka!

Na zakończenie została jeszcze "próba wody". Pralka, proszek, wirowanie.
Aplikacje wytrzymały to tarmoszenie. Musiałam poprawić coś tylko w jednym miejscu.

Trudno mi było sfotografować tę narzutę. Przyszyłam do niej specjalny tunel, tylko do fotografowania. Ale robienie zdjęć białym obiektom, to wyższa szkoła jazdy. Pierwsze i czwarte zdjęcie są zrobione przez zawodowego fotografa. Reszta to już nasza, domowa robota.

 


Albo "plenerowa". W rezerwacie "Granica" w Puszczy Kampinoskiej.

Teraz już leży na swoim miejscu. W mieszkaniu Basi.


A ja zajmuję się mniejszymi formatami :)


czwartek, 4 kwietnia 2019

Urodzinowe konie

Mamy trzy wnuczki. Dwie mają urodziny w jednym tygodniu. Obie jeżdżą konno.
Obu spodobał się prezent.
To gotowe panele kupione w sklepie https://www.facebook.com/paniszpilka/. Tylko pikowanie moje.











Mandla bobin work - na próbę


Bardzo, ale naprawdę bardzo dawno temu napisałam ostatni post.
Szyję, oczywiście szyję. Tylko ostatnio mniej patchworków, za to dużo zajmuję się projektem szycia poduszek w kształcie serc, wspomagających rehabilitację pacjentów po mastektomii. To temat na oddzielne opowiadanie, a kto ciekaw, to zapraszam na www.serceodserca.pl.

A ja dzisiaj postanowiłam odrobić zaległości. Wyjechałam na krótki urlop. Za mną kilka godzin wiosennych prac ogrodniczych. W zasięgu wzroku nie ma telewizora, a nawet radia, za to słychać, jak pali się drewno w kominku. A moje pukanie w klawisze to prawie hałas. Codzienne troski też zostały za ścianą lasu. Jest tak, jak lubię.

Tę malutką mandalę "na próbę" uszyłam w listopadzie ubiegłego roku.


Szyłam ją techniką bobin work. Polega ona na tym, że w bębenku maszyny do szycia jest bardzo gruba nitka - u mnie to był kordonek. Patchworkową "kanapkę" trzeba obrócić spodem do góry i pikować od lewej strony, tak, żeby kordonek znajdował się potem na górze.

Po takim wstępnym wypikowaniu docelowa prawa strona wyglądała tak:


Kordonek był na górze :)
Teraz jeszcze wypełniłam drobniutkim pikowaniem niektóre płaszczyzny. Zależało mi  na podkreśleniu koloru.







Tak wygląda ta "próbna mandala" z poprzednią, bolesławiecką :)





Oczywiście jest trochę krzywo, czasem naciągi nici są nie za bardzo, ale to jest próba. Próbę uważam za udaną :).



piątek, 27 marca 2015

Ja pikuję. Ty pikujesz. On, ona, ono pikuje. My pikujemy. Wy jeszcze nie pikujecie? To nic, niedługo na pewno będziecie pikować.

Sprawdziłam w Wikisłowniku, co tak napradę robi, robiła albo będzie robić znakomita większość quiltrek.
Oczywiście  nie będą lecieć ostro w dół, ani też sadzić ukorzenionych roślin w dołkach, a po prostu przeszywać ściegiem warstwę tkanin.
Za sprawą naszej guru Wiesi Pawłowskiej  cała Polska jak długa i szeroka podciąga się w tej trudnej sztuce. 
Jak wszyscy, to wszyscy. Ja też.
Idzie wiosna, ja już trochę myślę o tych ukorzenionych roślinkach, to i moje pikowanie jest takie roślinne. Zrobiłam je na tkaninach, które kiedyś własnoręcznie ufarbowałam. A potem, już po pikowaniu, podmalowałam je trochę farbami akrylowymi.
Efekt jest taki.


Pierwszy z obrazków ma 55 x 52 cm, a drugi 38 x 52 cm.
Jeszcze nie zdecydowałam się, jakie mają być ramki. Może uszyję więcej takich obrazków i wtedy je jednakowo "oprawię"?