niedziela, 1 listopada 2020

Patchworkowa kurtka

Ta historia zaczęła się latem ubiegłego roku.
Basia Pieczyńska pokazała mi jak można barwić tkaniny roślinami. Bardzo mi się to spodobało. Jesienią tego roku wybrałam się na kurs ekoprintu do Beaty Jarmołowskiej. Nowe doświadczenia, mnóstwo wiedzy.
Na kursie i potem, już u siebie w domu, zrobiłam tkaniny, które miałam zamiar wykorzystać. A na razie położyłam ja na półce "na potem".
I może by tam leżały długo, ale przypadkiem trafiłam na kurs szycia patchworkowej kurtki Natalii Afoniczkiny, która w Moskwie prowadzi Szkołę Szycia i Stylu. Natalię spotkałam w zeszłym roku na festiwalu patchworkowym Wołga Quilt w Niżnym Nowgorodzie, na którym był zorganizowany przez nią pokaz mody patchworkowej.

Nie wahałam się nawet przez chwilę, od razu zgłosiłam się na kurs. Od dawna interesuje mnie patchworkowa odzież. Ostatnio porobiłam nawet trochę prób. Oprócz nauki szycia byłam ciekawa jeszcze jednego - jak ten kurs będzie zorganizowany. Okazało się, że wszystkie wiadomości są przekazywane na WhatsApp. Nigdy nie korzystałam z tej aplikacji. Ale jakoś to mnie nie zraziło.

Gdy zaczął się kurs, zaczęłam trochę wątpić, czy dobrze zrobiłam. Okazało się, że moja znajomość rosyjskiego jest jednak mniejsza niż myślałam, a tu dużo tekstów, wiadomości głosowe... W sukurs przyszedł mi oczywiście internetowy translator.  Dałam radę.
Kurs był świetny. Natalia jest bardzo dobrym fachowcem, znakomicie uczy i motywuje. Natalio, bardzo dziękuję :). Udało się :)

I jest kurtka:




Kurtka jest dwustronna. To jest jej lewa strona - wybrałam na nią kawałki tkanin z gorszymi "wydrukami", bo i tak wiedziałam, że będę ją nosić na prawej stronie.



Jeszcze parę szczegółów. To z myślą o moich patchworkowych koleżankach, które interesują się tym "jak to jest zrobione".





W środku jest bawełniana ocieplina. Najcieńsza, jaką udało mi się znaleźć, kupiłam ją u Pani Szpilki.
Pikowanie - bardzo rzadkie, najczęściej wokół odbitek liści, żeby kurtka nie była za sztywna.

A tu jest króciutki film.

Będą następne kurtki. Spodobało mi się to szycie.

czwartek, 15 października 2020

Trzciny falują na wietrze. I na narzucie.

Basia zamówiła tę narzutę bardzo dawno. Ja podchodziłam do niej jak "pies do jeża". Przeczuwałam, że nie będzie łatwo.
Zadanie: stylizowane jezioro z trzcinami falującymi na wietrze.
Kolorystyka: prawie białe na prawie białym.
Wielkość: 220 x 230 cm. Lotniskowiec - prawda?Przedwczoraj trafiła do właścicielki. Ja zrobiłam króciutki filmik, żeby lepiej ją zaprezentować.

Jak ją szyłam?
Zebrałam tkaniny w kolorze kremowym. Spód jest biały, ale na górze właściwie nie ma czystego białego koloru.
Wycięłam prostokąty z tych tkanin i pozszywałam je dość dowolnie.
Na tak przygotowanym topie narysowałam poziome linie fal na jeziorze i pionowe, lekko nachylone  linie wyimaginowanych trzcin.
Robota pojechała do Grażyny Martin, a ona na long armie wypikowała całą narzutę po narysowanych przez mnie liniach.


 

Dalej to już była moja rola. Prawie białymi nićmi wypikowałam sporo trzcin. Takich aktorek drugiego planu. Dopiero potem zajęłam się robieniem aplikacji. Na początku przyszywałam listki trzcin zwykłym ściegiem blisko brzegu. Nie używałam flizeliny dwustronnie klejącej, bo zależało mi, żeby narzuta była mięciutka. Tak umocowany do podłoża listek przyszywałam jeszcze raz, teraz gęstym (0,5) i dość szerokim (3,5) zygzakiem. Wszystko nićmi Isacord w różnych odcieniach jasnego beżu. Listek po listku.... Powoli. 


 Szybko się nie dało chociażby dlatego, ze przepychanie tego kolosa w zwykłej domowej maszynie i ciągła zmiana kierunków szycia zygzaka, było naprawdę ciężką fizyczną robotą. Dawkowałam ją sobie, przeplatając to szycie innymi projektami.

Często pytacie mnie, ile czasu zajmuje mi szycie takich prac. Ja mówię: miesiąc. Odpowiedzi są różne: "tylko miesiąc?", "aż miesiąc?", "ale tak codziennie szyjesz? 8 godzin? Jak w pracy?".
Oczywiście nie mierzę tego czasu dokładnie. Pracuję chyba więcej niż 8 godzin dziennie. Czasem na pewno więcej.
Tym razem postanowiłam zmierzyć pewien etap pracy. Wycięłam paski na lamówkę, zszyłam je z części i uprasowałam. Przyszywam lamówkę na maszynie do szycia. Z 4 części. Tak lubię. Tak przyzwyczaiłam się przy szyciu obrazków. Tak też obszywam narzuty. Lewa strona oczywiście jest przyszywana ręcznie. Ma być porządnie.
Przed przyszywaniem na maszynie pierwszej krawędzi lamówki włączyłam stoper. Wyłączyłam go, po zakończeniu ręcznego przyszywania spodu lamówki. 5 godzin i 20 minut. Sama lamówka!

Na zakończenie została jeszcze "próba wody". Pralka, proszek, wirowanie.
Aplikacje wytrzymały to tarmoszenie. Musiałam poprawić coś tylko w jednym miejscu.

Trudno mi było sfotografować tę narzutę. Przyszyłam do niej specjalny tunel, tylko do fotografowania. Ale robienie zdjęć białym obiektom, to wyższa szkoła jazdy. Pierwsze i czwarte zdjęcie są zrobione przez zawodowego fotografa. Reszta to już nasza, domowa robota.

 


Albo "plenerowa". W rezerwacie "Granica" w Puszczy Kampinoskiej.

Teraz już leży na swoim miejscu. W mieszkaniu Basi.


A ja zajmuję się mniejszymi formatami :)


piątek, 9 października 2020

Turkusowa łąka

Od kilku tygodni przygotowuję się do poprowadzenie kursu confetti quilt w Niemczech. Rok temu dostałam zaproszenie od niemieckiej gildii patchworkowej, żeby w jej siedzibie w Dortmundzie zrobić taki kurs. Specjalnie na tę okazję uszyłam dwie łąki.
Fioletową widzieliście w poprzednim poście.

Dziś chcę Wam pokazać turkusową.

Oczywiście uszyłam ją techniką confetti.
A jak to robiłam? 

Zarejestrowałam wszystko na krótkim filmiku.


Tym razem dodałam do filmu napisy, żeby panie z różnych stron świata mogły automatycznie ustawić tłumaczenie napisów.
Wcześniej nigdy nie robiłam napisów. Skąd więc tym razem taki pomysł?

Wczoraj razem z szefostwem niemieckiej gildii patchworkowej ustaliłyśmy, że odwołujemy kurs, który miałam prowadzić za tydzień. To gwałtowny wzrost liczby zachorowań na koronawirusa w Niemczech, a jeszcze większy w Polsce, zmusił nas do takiej decyzji. 

Jest mi bardzo smutno, że tak się stało i wyobrażam sobie jak zawiedzione są uczestniczki tego kursu. Postanowiłam im to jakoś zrekompensować i szybko zmontowałam filmik o szyciu łąki i zaopatrzyłam go w napisy.

Napisałam "szybko" a tak naprawdę, to zawaliłam kawał nocy, żeby to zrobić, bo dopiero uczę się wszystkiego - nagrywania filmików, ich montażu, a napisy robiłam pierwszy raz w życiu.
Mam zastrzeżenia do jakości filmu, ale wierzę, że przy następnych takich "produkcjach" będzie lepiej. 

A teraz jeszcze parę zdjęć quiltu:





Jeszcze rozmiar: 105 x 45 cm.

Trzymajcie się zdrowo i uważajcie na siebie!


środa, 7 października 2020

Fioletowa łąka

Takiej długiej przerwy w pisaniu postów, to ja chyba jeszcze nigdy nie miałam, a blog prowadzę już prawie 10 lat!.
Nic się nie dzieje?
Wprost przeciwnie, nawet za dużo.

  • Dużo szyję.
  • Zaczęłam prowadzić kursy patchworkowe w sąsiedniej wsi.
  • W przyszłym tygodniu jadę do Dortmundu, gdzie na zaproszenie niemieckiej gildii patchworkowej poprowadzę kurs confettiquilt.
  • Niedawno pisały o mnie czasopisma niemieckie i węgierskie.
  • Razem z koleżankami z naszej nieformalnej grupy Patchwork Mazowiecki zorganizowałyśmy konkurs #TrzeciWymiarPatchworku.
  • Byłam na świetnym kursie z ekoprintu u Beaty Jarmołowskiej.
  • Regularnie piszę na Facebooku. Ostatni post ma ponad 400 lajków, 200 komentarzy i ponad 20 "udostępnień".
  • Na Instagramie mam już ponad 1000 obserwatorów.
  • Jeszcze wystawy patchworkowe, w które jestem zaangażowana.

Ufff.... Aż się zmęczyłam tym wyliczaniem, a to wszystko dzieje się naprawdę :). I ja to bardzo lubię!!!!

Zaczynam nadrabiać zaległości.
Zacznę od końca.
I krótko: fioletowa łąka.
Patchworkowa.
Confettiqilt.
Rozmiar 110 x 50 cm.
Tu jest krótki filmik o jej powstawaniu https://youtu.be/4Pwgcw7tU54








 
Szyłam ją razem z turkusową łąką i narzutą "białe na białym" o wymiarze małego lotniska.
Pokażę je niebawem :).




wtorek, 28 lipca 2020

Tęczowy deszcz (w tęczowym mieście)

Mój wnuczek razem z siostrą przyjechali do nas na wakacje. Wnuczka miała inne zajęcia, a razem z wnuczkiem zajęliśmy się szyciem patchworku.
Powstał "Tęczowy deszcz". Deszcz pada w tęczowym mieście.

Historia zaczęła się prawie dwa lata temu. Dostałam od wnuczka piękny rysunek.
Tęczowa burza z tęczowym deszczem w tęczowym mieście.
Teraz postanowiliśmy razem, że go uszyjemy. Mamy już za sobą jeden wspólny projekt.

Gdy zaczęliśmy zastanawiać się wspólnie, jak to uszyć, pokazałam wnukowi kolorowe kwadraty uszyte przeze mnie do innego projektu. Doszliśmy do wniosku, ze idealnie nadają się do "zbudowania" z nich tęczowych domów.
To bardzo przyśpieszyło naszą pracę.
Stefan zabrał się do projektowania patchworku. Ja w zasadzie miałam wolne :)




Szycie nie jest mocną stroną wnuka. On woli budować miasta.


Siadłam do maszyny i pozszywałam przygotowane elementy i niebawem mieliśmy gotowy top.


Postanowiliśmy, że deszcz zrobimy metodą konfetti.
7 kolorów tęczy - tyle tkanin pocięliśmy na malutkie kawałki.


Teraz przykryliśmy wszystko niebieskim tiulem. Ten najbardziej podobał się wnukowi. Zabrałam się za pikowanie. Pojechałam z tą robótką do mojego leśnego domu i tam skończyłam patchwork, doszywając do niego lamówki i tunel.


Jeszcze kilka szczegółów:





A tak może wyglądać we wnętrzu


Patchwork ma wymiary 145 x 70 cm.

Ciekawa jestem, czy wnukowi spodobała się ta zabawa? Będzie trzecie, wspólne szycie?




środa, 15 lipca 2020

Ogród

Siedziałam na tarasie i słuchałam wykładu o sztuce abstrakcyjnej. Namalowałam flamastrami szybki szkic mojego ogrodu.
Spodobał mi się na tyle, ze uszyłam go potem.
Białe tło jest wypikowałam czarnym zygzakiem. Potem niektóre pola pomalowałam farbami do tkanin.
Wielkość quiltu to  55 x 40 cm.

A to obrazek, który był wzorem do uszycia quiltu.
 

 I jeszcze zdjęcie mojego widoku z tarasu: mała łąka kwietna na tle wielkiego dębu.