sobota, 26 września 2015

JUKI i inne firmy

Firma JUKI, znany japoński producent maszyn do szycia, poprosiła mnie o uszycie patchworkowego logo. Na samą myśl, że będę działać ze znakiem firmowym, który rządzi się swoimi prawami, ciarki mi przeszły po plecach. Każde logo ma swoją podstawową księgę znaku - czyli w uproszczeniu mówiąc, takie wytyczne, co można, a czego nie można robić z logotypem.
Zastanawiałam się co powinien pokazywać taki patchwork: oczywiście logo, ale też to, co można zrobić maszynami, które produkuje JUKI. Czyli to powinna być taka trochę demonstracja siły. 
Trybiki w mentalnym zbiorze moich pomysłów ruszyły pełna parą. Miałam kilka pomysłów i ich różne warianty. Chciałam uszyć wzory, ale usłyszałam: "nie, nie szyj, wszystkie Twoje patchworki są takie ładne". I dopiero wtedy zaczęłam mieć prawdziwą tremę. Który z pomysłów wybrać?

Wybrałam ten, który uszyłam, nawet nie robiłam żadnych innych prób. Ten i już.
A potem spędziłam sporo czasu na studiowaniu wzorów na japońskich tkaninach do szycia patchworków, które dostałam kiedyś w prezencie. Chciałam, żeby to logo było chociaż trochę w japońskim klimacie.
Quilt jest uszyty z bawełny, wypełnienie też bawełniane, nici Isacord. Wymiary 200 x 77 cm.
Bardzo dobrze zrobiło mu pranie, wygląda trochę jak rzeźba.
Zleceniodawca jest bardzo zadowolony.








Już kilkadziesiąt lat szyję patchworki, a to logo jest dopiero trzecim  projektem zleconym mi przez firmę. Pierwszym była "elipsa badawcza" zlecona przez TNS OBOP, znak będący ilustracją pewnego programu zarządzania markami. Pisałam o tym tutaj.



Drugi uszyłam dla firmy, którą kieruje mój syn. To mapa Warszawy. Pisałam o niej tu i tu.



Szkoda, że tak mało jest tych zleceń. Czy Wy myślicie tak jak ja, że fajny quilt byłby znakomitą ozdobą recepcji firmy, sali konferencyjnej czy gabinetu szefa?
Panie i panowie prezesi, kto następny?

środa, 23 września 2015

Nie je, nie pije, a chodzi i .... szyje?

Rzadko zdarza mi się, żeby uszyć dwie, niemalże identyczne prace, w tak krótkim czasie.
Morski pejzaż pokazałam przed kilkoma dniami, a już jest jego druga wersja.

Moja przyjaciółka razem z kilkoma koleżankami z pracy postanowiły zrobić komuś ciekawy prezent.
"Aniu, masz może coś?". Nie miałam niczego "na zbyciu", bo jakoś ciężko rozstawać mi się z moimi pracami. W dodatku często są świetną ilustracją do tego, czego uczę w Szkole Patchworku.
A z drugiej strony wiecie jak to jest, takie zlecenia nie zdarzają się często. W dodatku miałam absolutnie wolną rękę. Ofiarodawczynie zdały się całkowicie na mój gust. Luksus po prostu.
Wahałam się trochę, bo właściwie siedzę na walizkach przed moją wymarzoną podróżą. Musiałam uszyć coś bardzo szybko.

W pracowni stała wielka torba ścinków z szycia plaży, a ja wiedziałam co uszyłam w niej źle i chciałabym poprawić. I w ten sposób sprawa właściwie przesądziła się sama. Plaża bis!
Powstała w ekspresowym tempie. O 10.00 siadłam do maszyny, a właściwie stanęłam przy stole i zaczęłam komponować obrazek, a o 19.00 patchwork był gotowy do uprania. Dziś suszyłam go suszarką do włosów i przyszywałam tunel do powieszenia.
Przez cały ten czas zachowywałam się jak nasz stary zegar, który zawsze kojarzy mi się z zagadką z dzieciństwa i mną w amoku szyciowym: "nie je, nie pije, a chodzi i bije?". U mnie właściwie zagadka powinna brzmieć: "nie je, nie pije, a chodzi i szyje?" Odpowiedź: Ania Sławińska :).
Na szczęście mój dobry mąż zadbał, żebym nie osłabła, a nawet schował do słoików powidła śliwkowe, które wcześniej zrobiłam w ilości super hurtowej.

Moja nauczycielka malarstwa, Ania Sobierajska, zachęcała mnie na Facebooku, żebym uszyła więcej morskich pejzaży. Nie przypuszczałam Aniu, że to będzie tak szybko.

Plaża 2 jest czterokrotnie mniejsza od pierwszej. Ma wymiary 90 x 40 cm.

Gdyby zdarzyło się trzecie zamówienie nadmorskiego krajobrazu, to wiem co w nim poprawię.
Już po uszyciu poprzedniego pejzażu przyglądałam się chmurom, zarówno tym na żywo, jaki na fotografiach. Podobnie było z falami morskimi, obejrzałam sporo zdjęć. Myślę, że poprawiłam je. Ale został jeszcze piasek, mam ochotę coś w nim zmienić. Może powinnam odwiedzić Międzyzdroje albo Jastrzębią Górę?

Na razie jadę w góry. A Was zostawiam z kolejnym morskim pejzażem.







piątek, 18 września 2015

Trochę morza na koniec lata

Lubię morze, ale wyłącznie poza sezonem. Najsympatyczniej wspominam wyjazdy w listopadzie albo na Sylwestra. Wtedy na plaży zdarza się tak, jak na moim najnowszym quilcie.
Powstał trochę na zamówienie. Kuba powiedział: chciałbym, żeby był niebieski i beżowy, w takich kolorach, jakie są nad morzem. Najprościej było uszyć po prostu morze i plażę.
Inspirację znalazłam oczywiście w malarstwie.
Ale po kolei.
Plaża w moim ogrodzie wygląda tak:

 
W trochę innym oświetleniu na starym płocie prezentuje się inaczej


a jeszcze inaczej na płocie sąsiada, tutaj słońce padające z boku pokazało wypukłości.


Parę szczegółów...



Ten obraz, znaleziony gdzieś w necie był inspiracją do powstania mojego quiltu. Nie znałam autora, ale Maryla podpowiedziała mi w komentarzach, że to namalował Ken Knight.


Wymiary około 180 cm na 70 cm. Piszę "około", bo zapomniałam zmierzyć, a dzisiaj patchwork stał się prezentem ślubnym.
Jak go szyłam?
Zainspirowało mnie confetti XXL, które ostatnio ćwiczymy w Szkole Patchworku. Postanowiłam skorzystać z tiulu jako "materiału montażowego".
Na kanapkę nakładałam spore kawałki niebieskich chmur, niebieskiego morza i beżowego piasku. Nie mocowałam tych kawałków do podłoża, leżały sobie swobodnie. Całość spięłam dokładnie szpilkami i przepikowałam z wolnej ręki po konturach chmur, wydm i morza. W niektórych miejscach to pikowanie jest dość gęste i dzięki temu inne miejsca, na przykład chmury, są bardzo wypukłe. Na niektórych chmurach zostawiłam tiul, a z innych wycięłam go, uzyskując w ten sposób różne odcienie chmur.
Jestem bardzo zadowolona z tego sposobu szycia. Jest bardzo szybki, a dostałam dzięki niemu nowe, ciekawe efekty. Trochę malarskie.