Może uspokoiłoby się, gdybym nie poznała Tatiany. Przyszła kiedyś do mnie na kurs i tak od słowa do słowa, okazało się, że za nią też chodzi! Ale Tatiana miała lepiej, ona wiedziała jak!
Każda z nas ucieszyła się bardzo, że wreszcie trafiła na tę drugą osobę, która zna i jest zafascynowana techniką aplikacji odwróconej stosowanej przez amerykańską firmę Alabama Chanin.
Bawiłyśmy się tym jak małe dziewczynki lalkami. Spotykałyśmy się na wiele godzin, próbowałyśmy jak to zrobić?
Jakie wzory?
Jakie farby?
Długą igłą, czy krótką?
Mulina, kordonek, a może grube nici do szycia maszynowego?
Jaka tkanina najlepsza?
Nożyczki proste czy zaokrąglone?
Nie mogłam się doczekać naszych spotkań, oglądania próbek, wertowania książek Alabamy Chanin specjalnie sprowadzonych z Anglii.
Od początku wiedziałyśmy, że jeżeli nasze "studia" skończą się sukcesem, to przygotujemy szkolenie na ten temat.
Uszyłam mnóstwo próbek. Jedne dobre, inne nadają się do śmietnika. Efektem tych wszystkich działań, jest sukienka, którą ręcznie uszyłam dla mojej wnuczki.
To już "wyrób gotowy", ale powstawał powoli.
Zaczęło się od wakacji, które spędzałam z wnuczką i wnukiem w puszczy. Z daleka od maszyny do szycia. Oczywiście miałam swój "travel projekt" w postaci tkaniny bawełnianej i białych nici. W domu znalazły się kolorowe stare podkoszulki i tak powstały 3 próbki.
Wielkość i wzór mniej więcej podobny. Parę lat "siedziałam" w badaniach rynku, więc przeprowadziłam sondaż na grupie niereprezentatywnej, a nawet tendencyjnej, złożonej z wnuczki (zainteresowanej, bo to miała być kiecka dla niej), jej brata i mnie. Temat badania: która próbka jest najładniejsza?
3 x "tak" padło na tę z lewej strony. Kolorki fajne, ale nie za bardzo.
Potem upłynęło trochę czasu. Chciałam, żeby wzór był jakiś taki nasz... Ale nic mi nie przychodziło do głowy. Wiedziałam, że Tatiana pracuje jak mrówka, a ja nic...
Znowu była potrzebna jakaś iskierka. Okazała się nią rudowłosa Marzena z Kaszub, która przyjechała do mnie na dwudniowe szkolenie z aplikacji. Marzena przywiozła ze sobą wzór haftu kaszubskiego, według którego wykonywałyśmy ćwiczenia z aplikacji.
Marzena wyjechała, a mnie olśniło. Oczywiście! Tędy droga.
Na wszelki wypadek pobuszowałam jeszcze po mojej ulubionej książce Marianny Oklejak "Cuda, wianki" i tak wyposażona ruszyłam do projektowania wzoru.
Myślałam, że to łatwe. Nie, nie... Może jak ma się talent, albo zna się zasady? A ja do tej pory projektowałam oczyszczalnie ścieków, wodociągi i takie tam różne inne, ale nigdy żadnego wzoru na tkaninę. A dodatkowo z tego wzoru miał jeszcze powstać specyficzny szablon. Wzdychałam, drapałam się w głowę, piłam kolejną kawę, rysowałam, ścierałam gumką.
Oj nie było łatwo, ale po wielu godzinach powstał mój pierwszy wzór.
Ciekawe, czy ktoś poza mną widzi w nim motywy kaszubskie?
Potem wzór przeniosłam na tkaninę. Jak? To będzie mój mały sekret. Eksperymenty z tym związane zajęły nam wiele godzin. Opowiem o nich na szkoleniu.
Teraz przyszedł czas na szycie. Wszystko ręcznie. Wyszywanie wzoru, zszywanie szwów, lamówki. Od A do Z.
Bardzo lubię takie szycie. Nieśpieszne, z rozmyślaniami, z jakąś zaszywaną magią. Tych wrażeń nie mam nigdy przy maszynie do szycia, bo ilekroć zacznę myśleć o czymś innym niż szycie, to zaraz popełniam jakiś błąd. To nie myślę.
Zawsze padają pytania: jak długo to szyłaś? Nie wiem dokładnie. Kilkadziesiąt godzin. Nie włączałam stopera, poza próbami. Sprawdziłam wtedy jaką powierzchnię wyhaftuję w ciągu godziny. Chciałam przekonać się, że projekt da się skończyć w jakimś sensownym czasie, że nie porywam się z motyką na słońce.
Czy powtórzę? Oczywiście! Teraz uszyję coś dla siebie. Tkaniny już czekają, pomysły też. I jeszcze stare ubrania, które fantastycznie nadają się do rewitalizacji w ten unikalny sposób.
Lubię ten wieczorny czas, gdy po różnych obowiązkach, chociaż na parę minut biorę taką ręczną robotę i uszyję chociaż parę ściegów.
Jeżeli chciałybyście nauczyć się tak szyć, to serdecznie zapraszam Was na szkolenie z aplikacji odwróconej w Szkole Patchworku. Najbliższe już za dwa tygodnie.
Haft kaszubski poznalam, a to dlatego ze wlasnie wrocilam z Polski gdzie szukalam haftu kaszubskiego by go wprowadzic w moje prace. Odwiedzilam Kartuzy, jeden sklep i duzo dla turystow w nim. Kipilam cos z hawtem. Zadnych takich ksiazeczek wzorkowych jak widze u ciebie nie bylo. Swietka sukienka, gratulacje i pozdrowienia
OdpowiedzUsuńDziękuję Mariola, to co piszesz,to miód na moje serce.
OdpowiedzUsuńJeżeli idzie o motywy ludowe, to polecam Ci dwie książki Marianny Oklejak: "Cuda,wianki" i "Cuda-niewidy". Nowoczesne podejście do polskiego folkloru. Jestem nimi zauroczona.
strasznie lubię folkowe inspiracje!
OdpowiedzUsuńjasne, że widać kaszubskie wzory,
które cudnie oswoiłaś stonowaną
kolorystyką (bene note bardzo lubię
florystykę w szarościach)
Dzięki Inka :). Ten szary na zdjęciach jest w realu trochę bardziej niebieski, taki dżinsowy. Ja też lubię taki kolor :)
UsuńAnia! Świetnie ta sukienka uszyta. Tobie to pomysłów nie brakuje! Od zawsze podobają mi się hafty ludowych. Ciągle też siedzi w głowie użycie ich w patchworku. Pomoce naukowe, których używasz są wspaniałe.
OdpowiedzUsuńDziękuję Jolciu, to było bardzo miłe szycie, chociaż długo trwało. Ale radość wnuczki wynagrodziła wszystkie niedogodności, które występowały po drodze :)
UsuńAniu książki mam, od dawna to za mną chodzi, utknęłam na technice i wykorzystaniu tego co mamy w Pl. Bardzo się cieszę na kurs.
OdpowiedzUsuńZ takich szkoleń naprawdę można wiele wynieść, super sprawa :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i zapraszam kiedyś do nas :)
Usuń