Gdy kilka miesięcy temu zgłaszałam się do niemieckiej gildii patchworkowej z propozycją poprowadzenia kurs konfetti podczas tego święta, nie przypuszczałam nawet jakie atrakcje mnie czekają.
- Przepiękne miasto, niemalże skansen. Niewielkie, ale z wielkim klimatem.
- Kilka świetnych wystaw, w tym chwalona przez wszystkich wystawa Stowarzyszenia Polskiego Patchworku "Biało - czerwona" a na niej dwa nasze patchworki - jeden uszyty ze Stefkiem i mój "Wiatr pod Żywcem".
- Spotkania z patchworkowymi przyjaciółmi, którzy przyjechali z wszystkich stron.
- I cel mojej wyprawy - kurs konfetti.
Na kurs przyjechały panie z różnych odległych stron, na przykład z Hamburga i z Verony. Kilkaset kilometrów.
Jestem pełna podziwu dla ich determinacji. Ale przede wszystkim dla kunsztu krawieckiego i malarskiego zacięcia. W ciągu krótkich sześciu godzin powstało siedem wspaniałych obrazków. Czasem wymagają jeszcze trochę pracy, ale nawet ze szpilkami prezentują się wspaniale. Popatrzcie sami jak powstawały:
Pierwszy
Drugi.
Trzeci
Czwarty
Piąty
I siódmy
Jeszcze prowadzące
i "pomoce naukowe"....
Szkoda, że wszystko minęło tak szybko.
Do zobaczenia :)
No czad! Tiulowa Ania też czad!
OdpowiedzUsuńŚwietny kurs - świetne wyniki!
OdpowiedzUsuńA tłumaczenie Ani wyjaśnień, tricków i odpowiedzi na pytania uczestniczek, a także pomocnych pouczeń Genia po małych i większych katastrofach maszynowych sprawiło mi wiele radości. No i ja też się przy okazji uczę, choć tylko teoretycznie...
druga i szósta praca zachwyciły mnie totalnie!!!
OdpowiedzUsuń