Dlatego swoją ostatnią wystawę nazwałam "Na przekór". Chciałam, żeby było kolorowo, na przekór temu co wokół.
Rok temu Dorota Wójcik z Dzielnicowego Ośrodka Kultury Ursynów w Warszawie zwróciła się do mnie z propozycją zorganizowania wystawy patchworkowej. Na początku zaprotestowałam. Bo nie mam nic nowego do pokazania, bo planowałam już jakieś wystawy... Ale gdy okazało się, że wystawa będzie zaaranżowana w zupełnie inny sposób niż dotychczas - patchworki będą wisieć na rurach - i w dodatku możemy ją zrobić za rok, to oko mi zabłysło. Wiedziałam, że przez tyle czasu to ja na pewno uszyję jakieś nowe patchworki. Miałam nawet od razu pomysł uszycia czegoś nowego, specjalnie na tę wystawę.
Jak to zwykle w takich przypadkach,gdy termin jest baaaaaaaaaaardzo odległy, czas leciał, a ja nie robiłam nic konkretnego, żeby przygotować się do wystawy. Nie to, żebym w ogóle nic nie robiła. Działo się dużo. Miałam wystawy, wyjeżdżałam do Niemiec i do Rosji z moimi kursami.
Aż w pewnym momencie zabrałam się ostro do roboty. I tak powstało wielkie słońce szyte techniką pojagi. Wielkie, bo ma aż 2 x 2 m i składa się... No właśnie. Nie wiem z ilu składa się kawałków. Miałam policzyć, bo wszystkich interesują takie szczegóły. I zapomniałam. O tym słońcu będzie oddzielny post. Do tego quiltu świetnie pasują "Czerwone szaleństwo" i "Żółty wir". Były już co prawda na jakiejś wystawie, ale znakomicie wpisywały się w funkcję rozjaśniania listopadowych mroków.
Drugi nowy, a właściwie trochę stary quilt, to wielka narzuta o wymiarach 2,5 x 2,5 m składająca się z prawie 1400 heksagonów. Zaczęłam ją szyć 6 lat temu. Skończyłam wyłącznie dzięki planowanej wystawie. Też o niej napiszę oddzielnie.
Na tym zdjęciu wnuczka pomaga mi przy prezentacji techniki szycia narzuty. Trochę ręcznie, trochę na maszynie.
Przygotowałam więcej quiltów, mając nadzieję, że będą powieszone "plecami", po 2 razem, ale okazało się, że te moje robótki, są z kategorii "waga ciężka". Dosłownie! Ważyły za dużo, żeby powiesić je na rurach w DOK Ursynów. Oczywiście nie chciałam ryzykować życia przechodzących pod nimi i wspólnie z Pawłem Straszewskim wybraliśmy te lżejsze quilty. Te cięższe, premierowe, muszą poczekać na inną okazję.
Bardzo dziękuję organizatorom, a w szczególności Dorocie i Pawłowi. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy dotarli na wernisaż mojej wystawy. Na tej imprezie było chyba najmniej gości z wszystkich moich czternastu dotychczasowych wystaw, a przyjechali Ci najbardziej zdeterminowani. Jak się okazuje miejsce oddalone od centrum Warszawy i metra, a także ciemności zniechęcają tych mniej zawziętych patchworkowo ;).
Tych, którzy chcieliby popatrzeć na moje kolorowe quilty zapraszam serdecznie na ul. Kajakową 12 b. Można ją oglądać codziennie od 9.00 do 21.00. Wystawa potrwa do 24 lutego 2020.
A teraz parę zdjęć z wernisażu zrobionych przez fotografkę z DOK Ursynów. Bardzo dziękuję za nie.
Teraz będzie Post Scriptum niezupełnie na temat. Mój ulubiony, czyli jakości, a właściwie jej braku w usługach Poczty Polskiej.
Nie wiem czy to już tradycja, ale również tej wystawie, podobnie jak organizowanej tydzień wcześniej w Nadarznie, i mojej w zeszłym roku, towarzyszyły przeboje z Pocztą Polską. Tym razem małego kalibru, ale jednak.
Wiecie jak to jest z kobietami. Oczywiście na wernisaż nie miałam się w co ubrać. Standard! Kupiłam sobie sukienkę przez Internet. Jechała z Niemiec. Gdy już dotarła do Polski, mogłam ją "śledzić" przy pomocy specjalnej aplikacji Poczty Polskiej. W poniedziałek rano dotarła do placówki pocztowej oddalonej od mojego domu o 10 km.
Dobrze jest! Zaraz będzie u mnie. Ale nie ma.
We wtorek rano jest informacja: wydano do doręczenia. Ja pojechałam do Warszawy wieszać wystawę. Mąż wypatruje pocztyliona, bo on chimeryczny jest. To znaczy pocztylion chimeryczny. Dzień minął, kiecki nie ma.
Tak na wszelki wypadek kupiłam sobie inną, nową kieckę. Żeby nie występować na tym wernisażu wyłącznie w szarfie z napisem "Poczta Polska - moja ukochana". Zmieniłam koncepcję ubrania:). Ale może jednak dojedzie? Jeszcze dwa dni.
Wieczorem sprawdziłam, że w śledzeniu paczek jest informacja "próba doręczenia". Jaka próba? Chyba mentalnie ją próbowano doręczyć, bo fizycznie to nikogo u mnie nie było.
Ten komunikat, zamiast sukienki pojawiał się jeszcze dwa razy. W środę i czwartek.
W piątek rano, nazajutrz po wernisażu, z rana przyjechał pocztylion z paczką. Miał naprawdę dużo szczęścia, bo trafił na mojego męża, który przy odbiorze powiedział, że ta paczka powinna być dużo wcześniej, na co pan z poczty spokojnie odrzekł "tak jakoś wyszło".
Facet uszedł z życiem nieświadom tego, że miałam ochotę zabić albo przynajmniej wywalić go z roboty. Bo on ma w nosie tę robotę, widocznie nie jest mu potrzebna. Już kiedyś wręczył mi na raz trzy paczki mówiąc - ja chyba będę do pani musiał codziennie przyjeżdżać? A ja, naiwniaczka, myślałam, ze poczta to codziennie dostarcza przesyłki, a nie stoi gdzieś za rogiem swojej placówki i wpisuje do systemu "próba doręczenia".
Miałam zamiar składać reklamację, ale mi przeszło. Właściwie to teraz się cieszę, bo mam w zapasie nowiutką sukienkę. Może przyda się na wernisaż szesnastej wystawy?
OdpowiedzUsuń110/5000
I really like your artwork, pojagi. Congratulations Anna, it is very beautiful! You inspire me to do something like this.
Carmina
Bucharest, Romania
https://carminarte.blogspot.com/
Carmina, bardzo lubię pojagi i bardzo lubię szyć słońca. Połączyłam to w tej pracy. Opiszę ją jeszcze dokładniej :). Dziękuję Ci za miłe słowa. Przesyłam pozdrowienia do Bukaresztu :).
UsuńPojagi jest boskie, inspiruje i zachęca do stworzenia pracy w tej technice. Gratuluję wystawy, patchworki piękne :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci ślicznie. To trochę takie pojagi na skróty - dla kobiety z 21 wieku. Nie ręcznie tylko maszynowe. Efekt też jest inny, ale lubie go :)
Usuń"Na przekór szarzyźnie..."! Tak, tak... dla mnie patchwork to właśnie kolory! Tu, u Ciebie Aniu, to bomba energetyczna! Pamiętam do dzisiaj słowa Pana z Rzeźni, po naszej wystawie patchworków w Szczecinie (pamiętasz Aniu 2016 rok?): "Tak kolorowo, to w Rzeźni jeszcze nigdy nie było!" Myślę, że w Dzielnicowym Domu Kultury Ursynów też jeszcze nie było tak kolorowo :) Grtuluję :)
OdpowiedzUsuńJolciu, oczywiście, że pamiętam! Leciałyśmy na tę wystawę ze świata czterech stron. To była świetna wystawa, bardzo kolorowa i ciekawa :. Dziękuję Jolciu :)
UsuńAniu, zarażasz tym kolorem, wiesz o tym! Z godzinę dziś z Pawłem kombinowaliśmy, gdzie by tu coś tak pięknego powiesić... powiedziałam, że dla mnie ta Dzika Czerwień byłaby źródłem mocy: patrzę w jej centrum i od razu ładuję się energią! Gratuluję - piękna wystawa.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci ślicznie. To "Czerwone szaleństwo" to jeden z lepszych patchworków, jakie uszyłam w życiu. Będę się cieszyć, jeżeli trafi do Ciebie i będę koniecznie musiała uszyć coś nowego, bo on wisiał u mnie nad kanapą w dużym pokoju :). Rzeczywiście jest jak bateryjka ;)
Usuńzakochałam się w heksagenowej opowieści -
OdpowiedzUsuńskutecznie zaćmiła nawet Twoje Słońce!!!