Ale i tak będę je czarować, żeby stopiło wreszcie tę grubaśną warstwę śniegu, która przykryła przebiśniegi tak, że już nie mają siły przebić się przez śnieg.
To słońce jest szczególne. Wreszcie okrągłe. Dorodne. Schowało się trochę za horyzont, aż do czerwca w Berlinie. Teraz ogrzewa nieco Budapeszt. Nas ogrzewało w drodze do Budapesztu.
Ma 140 cm średnicy. Uszyłam je z około 8 tysięcy kawałków materiałów. Jest powieszone na specjalnym półokrągłym pręcie stalowym. I bardzo je lubię. Tak, jak to bywa z najmłodszym dzieckiem.
Słońca bardzo nam trzeba, ale Twoja praca przypomina mi raczej wnętrze krateru widziane z góry - rozżarzona lawa pęcznieje, narasta i za chwilę ogromna napierająca siła wypchnie ją i popłynie po tym ciemnym zboczu. Przypomina też węgielki w rozpalonej kuchni kiedyś dawno temu u babci ... Wszystko jedno co kto widzi, ale jedno jest pewne. Ten obraz kojarzy się z ciepłem. Ciepło pozdrawiam. Jola
OdpowiedzUsuńJak przeglądam Twoją stronę, to aż chce mi się szyć! Chyba robisz to specjalnie...tak tym słońcem po oczach:D
OdpowiedzUsuńfantastyczne to słońce, az się nie chce wierzyć że to kawałki tkanin...
OdpowiedzUsuńO! Wiosna!
OdpowiedzUsuńTeraz efekt jest jeszcze bardziej powalający... na kolana. Aniu poeksperymentuj jeszcze z kształtami, bo okrągłe słońce wyszło Ci naprawdę bardzo słońcowate. Może księżyc nie całkiem w pełni?
OdpowiedzUsuńtyle słońca w ten zimowy czas :)
OdpowiedzUsuńPiękne , kojarzy mi się z indiańskim słońcem.Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńSłoooońce!! Ależ mi go brakuje! :-((
OdpowiedzUsuńAle cudo!!!
OdpowiedzUsuń